Rozdział już mamy, więc wstawiamy : )
Miłego czytania i komentowania.
~***~
Białe urywki
chmurek unosiły się dookoła samolotu. Luna spojrzała na nie, po czym zanurzyła
swoje oczy w jakiejś książce, którą trzymała do góry nogami, a Ginny zajęła się
rozmową z Lavender, która wciąż ględziła o niedawno poznanym chłopaku. Po
chwili rozmowa zeszła na inny tor.
- Ciekawe, gdzie tak długo podziewa się Miona? – zapytała
nagle Ginny.
- Hmm ..nie wiem, może załapała się na małe bara-bara. -
stwierdziła z uśmiechem Lav.
- Oh, Lav! To nie czas na żarty! Ja się o nią naprawdę
martwię. – odpowiedziała zatroskana, ale również zła i rozdrażniona
lekceważącym zachowaniem Lavender, Ginnevra.
- Spokój dziewczyny! Kłócąc się na pewno niczego nie
załatwicie. Lepiej chodźmy już do tej łazienki. – powiedziała Luna wstając i
ruszając w stronę zamierzonego celu, nawet nie oglądając się na koleżanki.
Po chwili dziewczyny ruszyły za nią. Szły w ciszy, nie
odzywając się do siebie, każda pochłonięta swoimi myślami.
~***~
W łazience Blaise
bezskutecznie próbował ocucić omdlałą gryfonkę. Niestety, musiał sobie radzić
sam, Dracona nigdzie nie było, a przecież nie może iść do stewardessy, bo wtedy
będzie musiał się tłumaczyć i wszystko się wyda.
Nagle coś mu zaświtało i wpadł na pewien
diabelsko-ślizgoński pomysł! W sumie, przecież nie na darmo ma przezwisko
,,Diabeł’’. Powoli wziął nieprzytomną
Hermionę i oparł ją o ścianę. Następnie z podstępnym uśmiechem na twarzy ruszył
w stronę wyjścia.
~***~
- Przepraszam Panią bardzo, ale czy mógłbym prosić o jakieś
nie duże wiaderko? – zapytał chytrze Ślizgon.
- Ależ na co Panu wiadro na pokładzie samolotu?! Czy coś się
stało? – zapytała stewardessa.
- A jednak! Musiała się zapytać, no musiała! -
Zdenerwowany Blaise zaczął szybko zastanawiać się nad odpowiedzią, jaką
powinien udzielić tej kobiecie.
- No bo, widzi Pani yyy... dostałem, znaczy potrzebuję go,
bo yy... zrobiła mi się dziura w butelce na picie i muszę je do czegoś przelać.
- O Salazarze! Co za gafa! Jak mogłem strzelić taką gafę,
no jak?! Picie przelać do wiadra, do wiadra! – myślał z prędkością światła,
co chwila zadając sobie pytanie, jak mógł „zabłysnąć” taką odpowiedzią i palnąć
taką głupotę, on - najlepszy, najfajniejszy i najmądrzejszy ślizgon na świecie
- Blaise Zabini.
Zdezorientowany chłopak już miał się zacząć tłumaczyć,
jednak zanim zdążył wydusić z siebie choć jedno słowo, wyprzedziła go
stewardessa.
- Ale dlaczego wiadro, przecież mogę Panu dać nową butelkę,
na pewno będzie o wiele lepiej. - powiedziała uśmiechając się trochę dziwacznie
do ślizgona i nie czekając nawet na odpowiedź ruszyła do malutkiego składziku,
który znajdował się na samym końcu samolotu.
Blaise już miał coś odpowiedzieć, jednak stwierdził że nie
warto, przecież mógłby się jeszcze bardziej pogrążyć, a po co ryzykować.
Pomyślał że butelka też może być, więc po chwili ruszył za młodą panienką, co
chwila objeżdżając ją z góry na dół i zatrzymując się na ładnych kształtów
tyłku. Patrzył jak dana część ciała porusza się w boki, raz w lewo, raz w
prawo, cały czas powtarzając ten cykl.
Przy tej kobiecie
nie mógł się skoncentrować. Poprawka, przy żadnej ładnej kobiecie nie mógł się
skoncentrować .
Nie był taki jak większość arystokratów, u niego nie liczył
się status krwi. On tylko i wyłącznie trzymał się samczego instynktu.
Podobał mu się ten styl życia i nie chciał go zmieniać.
- Proszę bardzo. - powiedziała, grzecznie kobieta i
popatrzyła na czarnoskórego chłopaka, jak na wariata. On w odpowiedzi zarechotał jak stara żaba na sterydach.
- Brawo Zabini! To już całkowicie się pogrążyłeś… –
pomyślał chłopak.
Wziął butelkę i udał się w stronę łazienki. Pchnąwszy drzwi,
zahaczył o nie nogą.
Otworzyły się, a Blaise upadł obok nieprzytomnej dziewczyny.
- Cholera. - szepnął, jednocześnie starając się podnieść.
Wstał, otrzepał się, wymamrotał coś niezrozumiałego pod
nosem, podszedł do umywalki i napełnił butelkę czystą, letnią wodą.
Została ostatnia część „Diabelskiego planu, Pana
diabelsko-niezdarnego.”
- Herm, nic ci nie jest? – ledwo dosłyszalny, dobiegający
zza drzwi, kobiecy głos wypełnił uszy ślizgona.
- Co tu robić? Co tu robić?- gorączkowo myślał. Miał
kłopoty. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna czuł się jak małe dziecko,
złapane na gorącym uczynku. Wpadł więc na równie dziecinny pomysł, w sam raz na
jego poziom intelektualny.
- Och! Nic, nic, kochanie. Mam tylko mały problem z
żołądkiem. Wiesz, te podróże i tak dalej. - powiedział Blaise, starając się jak
najlepiej udawać głos Hermiony. Słysząc
sam siebie, uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
- Na pewno nic ci nie jest? – zapytał drugi głos, w którym
dosłyszalna była nutka niedowierzania. Teraz to już był po kolana w gównie.
- W co ja się pakowałem, to wszystko wina Malfoya! –
myślał gorączkowo Zabini.
- Nic, nic. – starał się jak mógł. Wyszło troszeczkę lepiej,
jednak dalej nie był zbyt przekonujący. - Idźcie, na nasze miejsca. Może
spotkacie jakiegoś fajnego przystojniaka. – zaświergotał wysokim głosem
chłopak. Zabrzmiało jak… dławiąca się wiewiórka.
- Salazarze, błagam ratuj. – prosił w myślach
chłopak.
Dziewczęta jednak nie odpuszczały. W pewnym momencie klamka,
zaczęła się powoli obracać.
Zabini przestraszony tym odgłosem, cofnął się do tyłu,
zahaczając w tym momencie o własne nogi i wylewając zawartość butelki na
nieprzytomną Hermionę.
Woda wypływała z pojemnika szybkim strumieniem, więc już po
chwili dookoła powstała kałuża. W tym samym czasie, Lav mocowała się z klamką,
która musiała się zablokować w momencie przekręcania, bo teraz ani drgnęła.
Przerażony chłopak próbował podnieść się z podłogi, ale
wokół niego było mokro i podejmując tę próbę, znowu się przewrócił.
- Kurna, ale ciasno w tym kiblu!
Leżąc na kafelkach, usłyszał odgłos, jakby ktoś usilnie
nabierał powietrza, a potem ostry kaszel niczym przesuwanie jakiegoś przedmiotu
po papierze ściernym.
Poderwał się szybko, tym razem unikając upadku, i skierował
swoje tęczówki w stronę dziewczyny. W kilku krokach pokonał odległość, która
ich dzieliła, i uklęknął przy niej. Powieki Granger powoli uniosły się w górę.
Spojrzała zdezorientowanym wzrokiem na ślizgona i wydukała zduszonym głosem:
- Zzzzaabinii? – oczy prawie wyszły jej z orbit. – Co ty
tutaj robisz?! Przecież diabły nie trafiają do nieba. – wywróciła teatralnie
oczami. – Porażka.
- Nie gadaj głupot – mówił, chwytając ją pod ramię – jak nie
chcesz, żebym trafił do Azkabanu, to mi pomóż. Kij z Malfoyem! Kretyn sobie
zasłużył! Jak można być takim idiotą?! – wypowiedział ostatnie zdanie klepiąc
się po głowie.
Nim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, ponownie odezwał
się głos jednej z przyjaciółek – tym razem była to Ginny, którą zapewne
zawołała Lavender.
- Hermi, dobrze się czujesz? – jej cichy szept dotarł z
korytarzyka.
- Kryj mnie, a Malfoy jest do twojej dyspozycji. Zrobisz z
nim, co zechcesz. – powiedział cichutko Diabeł. Hermiona nie mogła oprzeć się
takiej propozycji, więc na nią przystała.
- Tak, Ginny. Zaraz wyjdę, chwila. – starała się zachować
normalny ton, ale udaremniały jej to wizje Dracona cierpiącego za swoje czyny.
Dokładnie w tym samym momencie drzwi otworzyły się, a w
progu stanęły trzy przyjaciółki.
Chłopak całkowicie spanikował, zrobił kilka kółek wokół
własnej osi i schował twarz w dłoniach. Udawał, że go nie ma. Jak się biedny
zestresuje to naprawdę zachowuje się jak idiota. W rzeczywistości jest bardzo
inteligentnym, młodym oraz bardzo przystojnym mężczyzną.
- Mio… ZABINI?!- wykrzyknęła Ginny, tuż po tym jak wparowała
do kabiny łazienkowej i zobaczyła zakrytego dłońmi ślizgona.
Ten jednak w dalszym ciągu skrywał się za dłońmi.
- Idioto, przecież cię widzimy. Nie żyjesz chyba w
przeświadczeniu, „kiedy zamykam oczy, nikt mnie nie widzi.” ? – zapytała
sarkastycznie Ginn.
- Nie, oczywiście, że nie. – odpowiedział szybko speszony.
Chyba zbyt szybko.
- Dobra my tu gadu- gadu, a w dalszym ciągu nie wiemy gdzie
jest Miona. – powiedziała wyniośle Lav, równocześnie dynamicznie gestykulując
rękoma, co wcale nie było potrzebne.
Nie można była nie zauważyć, iż dziewczyna bardzo chciała
zwrócić uwagę Zaba na swoją osobę. Uważała bowiem, że to „idealna partia” na
męża.
- Tutaj jestem dziewczyny. – wydukała niepewnym głosem
Hermiona, wychodząc zza Zabiniego, który nieświadomie zakrył ciało gryfonki
swoim ciałem, czym bardzo utrudnił młodym kobietą misję poszukiwawczą.
Zobaczyły ją, a raczej jej mizerne oblicze.
Twarz dziewczyny jak zawsze piękna i uśmiechnięta, teraz
była strasznie blada. Niemal przeźroczysta. Wyglądała jak duch.
- Och Hermi! Tak się martwiłyśmy. - zawołała młoda Weasley,
momentalnie do niej podchodząc i obejmując. – Wyglądasz okropnie, co się stało?
– zapytała przyglądając jej się uważnie.
- Dobra, dobra, dość ściemy. Powiem wam co się stało… - nagle
czarnoskóry się zaciął. Dopiero teraz w jego móżdżku zaświtała myśl, iż to może
nie być najlepszy pomysł.
- No wyduś to z siebie! - zirytowała się ruda, patrząc na
wcześniejszego rozmówcę z nieukrywaną ciekawością i nieznanym dotąd nikomu
błyskiem w oku. Na jej pięknej twarzy zaczęła się malować troska, połączona ze
strachem. W pewnej chwili zerknęła również na Mionę dla której również nie było
łatwe wyjaśnienie całej tej sytuacji, m.in. dla tego że mało co z niej pamiętała.
- No bo widzisz, ja tylko starałem jej się pomóc... ponieważ
yy Mal... – i w tym momencie zerknął na Mionkę, posyłając jej błagalne
spojrzenie.
- Nie za bardzo pamiętam co się stało, ale czy to takie
ważne? Chodźmy już stąd lepiej, teraz marzę tylko o tym żeby odpocząć.
- To ja w takim razie już Was opuszczam, moja misja
spełniona. Żegnam Was moje drogie Panie i Ciebie śpiąca królewno. – puścił
Mionie oczko, a następnie skłonił się szarmancko i wyszedł.
W odpowiedzi Lav zachichotała jak cheerleaderka z tych
głupawych komedii.
Nikt tego nie skomentował, chyba, że liczy się zniesmaczone
spojrzenie Ginny.
Posłała uśmiech nr.4, czyli „Weź mnie zabij, inaczej to ja
zabiję ją” do Mionki.
Na co ona próbowała stłumić wybuch niepohamowanego śmiechu.
W tej chwili starała się nie myśleć o tym przykrym
wydarzeniu.
Jednak wciąż nie mogła sobie przypomnieć co się stało po
spotkaniu z Malfoyem. Obiecała sobie że tak tego nie zostawi, i prędzej czy
później dowie się prawdy, najprawdopodobniej wydusi ją od Diabła.
Rozglądnęły się jeszcze wokół siebie, po czym wszystkie
cztery dziewczyny skierowały się
w stronę małych, jasnych drzwiczek, przypominających trochę,
drzwiczki do norki królika, jak to w mugolskich bajkach ukazują.
~***~
Draco przechadzał
się między przedziałami, co chwila zerkając na okno i wpatrując się w błękitne
- niczym ocean - niebo. Zastanawiał się, co Blaise robi z Granger i czy jej w
ogóle pomógł. Miał nadzieję, że tak i że nic poważnego jej się nie stało. Nie
chciałby mieć później problemów. Po ścianach umysłu chłopaka przesuwały się
różne scenariusze. Od tych najgorszych, po te najbardziej namiętne. Nieraz
wyobrażał sobie swoje życie z kobietą, którą kocha. Nieraz widział ją we śnie.
Znał ją, jednak nigdy nie widział jej twarzy.
Z tych dziwnych rozmyślań wyrwał go nagły dźwięk burczenia w
brzuchu. Postanowił iść na swoje miejsce w pierwszej klasie i coś zjeść.
Miał do dyspozycji wiele smacznych dań, jak to w pierwszej
klasie, jednak on poszedł na łatwiznę, przynajmniej dla kucharzy, i zamówił
sobie makaron z serem.
Zjadł go ze smakiem, po czym odpłynął w krainę Morfeusza,
znów niepokojony nieprzyjemnymi snami.
~***~
Zabini zadowolony
ze swoich poczynań ruszył na poszukiwanie swojego przyjaciela. Oczywiście, nie
zapomniał o pewnym ,,krótkim’’ monologu na temat zachowana Pana Blond
Arystokraty. Wręcz przeciwnie, pamiętał o nim doskonale i wiedział, że Draco
musi się przygotować na te męki. Zaraz po akcji z Hermioną, miał w głowie tylko
to. Wiedział, że nie będzie to łatwa rozmowa, ale mimo wszystko postanowił
spróbować, chociaż trochę dotrzeć do tego pustego, fretkowatego mózgu Malfoya,
wypełnionego tylko i wyłącznie bogactwem oraz czystą krwią.
Powrócił na wspólne miejsce zajmowane wraz z drugim
ślizgonem. Jednak nie spodziewał się, że zastanie Dracona śpiącego na kanapie,
mówiąc dokładniej, lecz nie kulturalniej: ,,wywalonego do góry dupą’’.
Postanowił, że nie będzie go budzić, wyglądał tak słodko. Z pozoru przedstawiał
kochanego, małego, śpiącego aniołka, który nie ma na swoim sumieniu żadnego
złego uczynku. Niestety, po chwili miły dla oka widok przerwał malujący się na
twarzy blondyna okropny grymas - strachu połączonego z nienawiścią. Przez
chwilę mogłoby się zdawać, że nienawiścią do samego siebie.
Blaise tylko cicho westchnął pod nosem, narzekając na zły
los, ale mimo wszystko martwiąc się o przyjaciela.
~***~
Hermiona,
Lavender, Ginny i Luna znów siedziały w przedziale dla zwykłych turystów.
Rozmawiały jeszcze chwilę o tym, jak spędzą wakacje w Portugalii. Chwilę
później Miona odpłynęła w niebyt, natomiast reszta dalej spokojnie trajkotała o
głupotach.
W głowie brązowowłosej zaczęły pojawiać się niepokojące
wizje.
Wybiła północ, na czarnym niebie jedynym źródłem światła
był okrągły, biały księżyc. Stałam wpatrując się w niego, gdy nagle usłyszałam
głos - tak piękny i niesamowicie pociągający, że bez większego namysłu rzuciłam
się w pościg za cudownym dźwiękiem.
- Hermiona... - głos jest przepełniony rozpaczą,
pomieszany z bólem, przepełniającym każdą komórkę mojego ciała.
Głos, a raczej cichy szept, odbija się echem od każdej
ścianki mojego umysłu.
W tym momencie nie czuję nic. Pustka. Wszechogarniająca
ciemność, która stopniowo zamienia się w strach.
Idąc za szeptem dochodzę do niewielkiego pagórka, niebo
pogrążone jest w całkowitej czerni. Nie widać zbawiennych dla mojego ciała,
przenikających przez chmury, promieni słonecznych.
Wiem, że to sen, jednak… no właśnie, jednak. Czuję
wszystko, ale nic nie mogę zmienić.
W pewnym momencie, na środku górki, dostrzegam mężczyznę.
To on jest właścicielem wspaniałego głosu, kojącego lub zabijającego moje
zmysły. Nie umiem dokładnie ocenić.
Stoi tam, na środku, nie widzę jego twarzy, choć wiem, że
go znam. Znam ten głos. Znam te ruchy. Znam jego całego. Tylko skąd? Staram się
do niego podejść, lecz nie mogę się ruszyć, powoli opadam z sił.
- Nigdy, nie będę na ciebie zasługiwał. – mówi, wydając
tak nieprawdopodobnie piękne dźwięki, że sama nie wierzę w to, co słyszę.
Nagle znika i znowu cały mój świat ogarnia ciemność.
Hermiona przebudziła się ciężko dysząc, nie mogąc złapać
życiodajnego oddechu.
Ogarnęła ją całkowita pustka. Rozejrzała się
zdezorientowana. Dookoła kremowe ściany samolotu napierały na nią, jakby
zamknięto ją w pudełku, ale, co dziwne, poczuła ulgę. Mężczyzna odpłynął z jej
podświadomości, niczym piasek zabrany przez przypływ.
Pierwsza^^ rozdział świetny. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie ponarzekała. Czemu tak krótko? Dziewczyny błagam Was. Piszcie dłuższe notki. Bo ledwie zdąrzę się wkręcić a rozdział się kończy:-(
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę i duuuuuuużo wolnego czasu.
~Margo
PS: kiedy spodziewać się następnej notki?
Nie mamy jeszcze ustalonego terminu dodania, ale postaramy się jak najszybciej : )
UsuńCieszy mnie to bardzo^^
UsuńAww *w* Świetny kiedy next?? ~Azia
OdpowiedzUsuń