Witamy :)
No i powstał kolejny rozdział. Jak widać został zmieniony również szablon bloga. Nam osobiście bardziej przypadł do gustu, nie wiemy jak wam. Ale możecie swoją opinię napisać w komentarzu. Z wielką chęcią dowiemy się co o nim sądzicie.
Zapraszamy do czytania i komentowania! Pozdrawiamy :)
~***~
Po krótkim
zapoznaniu się, dziewczęta razem z nowo poznanymi chłopakami swobodnie
rozmawiały.
- Eh, a mamy taką prośbę. Bo my nie umiemy grać w siatkówkę.
Moglibyście wytłumaczyć nam zasady tej gry? – zapytała wyraźnie zmieszana swoją
niewiedzą Lav.
- Mam rozumieć, że nie umiecie grać w siatkę? – zapytał
doszczętnie zaskoczony Peter.
- No niby tak. Bo ten… tego… my nigdy w to nie grałyśmy. -
dodała Ginny.
Na twarzach chłopaków dało się odczytać jedynie bezgraniczny
szok.
- Ja pierdziele, chłopaki, trzeba te ślicznotki jak
najszybciej nauczyć grać, przecież tak nie może być. Chris wytłumacz pokrótce
zasady. - powiedział Erick.
- Gramy do 25 punktów – jeden set. Żeby zakończyć mecz jedna
z drużyn musi mieć przewagę dwóch punktów. Hmm… drużyna ogólnie składa się z 6 osób. Odbić można tylko trzy razy z
jednym serwisem. Za trzecim razem piłka przechodzi na drugą stronę. Co tam
jeszcze… no i przejścia, auty, pola to już wytłumaczę wam w trakcie gry. –
zakończył swój wywód z szerokim uśmiechem, ukazując światu rządek pięknych,
perłowo białych ząbków.
- A więc zasady kojarzycie, teraz przejdziemy do gry. Ja i
Jack razem z trzema pięknościami będziemy w jednej drużynie, a jedna z was
przejdzie do reszty chłopaków. – Zapowiedział z uśmiechem Peter. Jako pierwsza
zgłosiła się Hermiona, więc to ona przeszła do trójki chłopaków. Jednocześnie
grała przeciwko swoim przyjaciółkom.
- Tej to dobrze. - mruknęła cicho Lav do Ginny, kiedy ta
przechodziła przez siatkę.
- Gotowe? – zapytał Erick z wypisanym uśmiechem na twarzy.
- No jasne! – wykrzyknęły na raz wszystkie dziewczyny,
ustawiając się na swoich pozycjach.
Chłopak o śniadej karnacji lekko podrzucił piłkę do góry na
wysokość wyciągniętej w górę ręki. Zrobił trzy precyzyjne kroki, podskoczył i z
dość dużą siłą posłał piłkę na linię autu po przeciwnej stronie siatki. Piłka
ledwo dotknęła niebieskiej tasiemki.
- Linia! – wykrzyknął David.
- Sam jesteś linia! Aut był! – Peter tylko pokiwał głową i
posłał chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. - Głąb - dodał pod nosem.
- Dziewczyny jeśli piłka spadnie na linię jest pole, czyli
punkt dla drużyny, która jest po przeciwnej stronie dla niej. –wytłumaczył
szybko chłopak od zasad.
- 0:1 dla chłopaków i Miony. – krzyknął Jack, po czym puścił
perskie oczko do trzech dziewczyn stojących smutno na boisku.
Peter gwizdnął na dwóch palcach, dając tym samym znak
chłopakowi żeby powtórzył serwis.
Chłopak zrobił dokładnie to samo co wcześniej, jednak tym
razem piłka poleciała prosto na Ginny. Ta przestraszona szybkością z jaką piłka leciała na jej twarz, starała
się odbić ją sposobem górnym. Coś jej nie wyszło i plażówka przeleciała prosto
przez jej ręce trafiając chłopaka stojącego za nią w głowę. Ten zaś, nie
spodziewając się takiego obrotu sytuacji upadł na ziemię ze zdziwioną miną. Wszyscy
oprócz zaskoczonego chłopaka wybuchli donośnym śmiechem.
- Hej, nic ci nie jest? – zapytała Ginny, śmiejąc się w
niebogłosy.
- Nie nic, jest spoko. – odpowiedział a jego usta
rozciągnęły się w chytrym uśmiechu. – Pomożesz mi? – zapytał słodko, wystawiając
do rudej prawą rękę.
- Okej – odpowiedziała dziewczyna momentalnie poważniejąc.
Podała rękę chłopakowi, a ten pociągnął ją do siebie na gorący, złoty piasek.
Dziewczyna straciła równowagę, równocześnie przewracając się na Jacka. Młody
mężczyzna odwrócił się tak, że teraz to on był nad nią. Uśmiechnął się jeszcze
szerzej i nabrał trochę piasku do wolnej dłoni.
- Hej, hej, hej, już dobrze. Przepraszam, wiesz, że nie
chciałam. – powiedziała słodko, widząc zamiary chłopaka.
- Nie chciałaś powiadasz? No dobra to ci mogę jeszcze
wybaczyć. Ale żeby śmiać się tak z czyjegoś nieszczęścia? Nie ładnie. –
teatralnie zacmokał z dezaprobatą, kiwając przy tym głową.
- Ale to nie ja… no wiesz, to tak samo. Siła wyższa i takie
tam. – Ginny starała się bronić choć wychodziło jej to dość nieudolnie.
- Siła wyższa powiadasz… - chłopak udał, że się zastanawia
nad tymi słowami. – Coś mi się obiło o uszy. – powiedział po czym cały piasek
wtarł w rude włosy koleżanki. – A, już wiem, to jest ta siła wyższa. –
powiedział, po czym śmiechem dołączył do innych. Nawet Gin po chwili udawania
obrażonej zaczęła śmiać się w najlepsze.
- Dopiero co myłam włosy! – powiedziała udając skrajnie
załamaną.
- Jeśli chcesz, to teraz ja ci mogę pomóc myć włosy. –
odpowiedział Jack poruszając sugestywnie brwiami.
- Zboczeniec. – mruknęła tylko cicho Wiewiórka.
- Mówiłaś coś kochaniutka? – zapytał chwytając się za ucho.
- Nic, nic – odpowiedziała cicho.
Dalszą rozmowę zakłócił pisk Luny. Dziewczyna zaczęła
wskazywać palcem w kierunku wielkiego, dmuchanego zamku na piasku. Jej reakcja
mogła być uważana za przejaw strachu, chłopcy zinterpretowali ją jednak na
korzyść podekscytowania.
- Luna? – zapytała Hermiona głosem doświadczonego
psychologa.
- Patrz dziewczyno! – powiedziała tylko, po czym dalej się
śmiała, wymachując rękoma.
Miona powoli odwróciła głowę we wskazanym wcześniej
kierunku. Jej oczom ukazało się wielkie dmuchane coś. Kształtem przypominało
zamek. Czerwone, wielkie cztery wieże pięknie komponowały się z zielenią na
niższych poziomach. Wszystko pokrywały różnokolorowe kropki.
- Luna! To zamek dla dzieci! – krzyknęła rozentuzjowana
czekoladowooka szatynka.
- No i co z tego? – zapytała głupio Lun. – Chcę się zabawić!
- No właśnie, chodźcie, szybko! – dodała jeszcze Ginny.
- Hahah, chłopaki idziecie z nami? – zapytała resztę
Lavender.
- No jasne, że idziemy maleńka. – powiedział Chris
puszczając perskie oczko do Lav, ta spłonęła wręcz bordowym rumieńcem.
- No dobra już, to chodźmy na ten zamek. – powiedziała Herm,
z wesołym błyskiem w oku.
Dziewczęta razem z chłopakami ruszyli biegiem w stronę
plażowej atrakcji.
~***~
W tle grała wakacyjna muzyka klubowa, niedaleko ludzie
bawili się, tańczyli i śmiali.
W jednym z najsłynniejszych mugolskich, plażowych klubów
przy barze siedziała dwójka młodych, przystojnych mężczyzn.
Wysoki, emanujący dumą zapewne tleniony blondyn, siedział
swobodnie na krześle popijając czystą i rozmawiając ze swoim najlepszym
czarnoskórym przyjacielem.
Jego szare oczy oceniały każdą dziewczynę po kolei.
- Za chuda, za brzydka, za niska, za wysoka. - nie
zdawał sobie sprawy, że każda dziewczyna była idealna. On wyszukiwał wad, by
pokazać samemu sobie, iż mugolki są nic nie warte.
- Chłopie, już dość! Idziemy na plażę! – myśli blond
arystokraty zostały przerwane przez głos jego najlepszego przyjaciela.
Po jeszcze dwóch kolejkach i lekkiej wymianie zdań. Dwójka
przyjaciół wyszła z klubu z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- To gdzie teraz stary? – zapytał spokojnie Draco. Na jego
twarzy wreszcie nie było nie potrzebnej nikomu maski. Twarz chłopaka wyrażała
jedynie radość z życia i relaks z wakacji.
- Chodź znajdziemy sobie jakieś fajne miejsce na plaży. –
zaproponował Blaise.
Młodzi mężczyźni spokojnie przechodzili między leżakami,
ręcznikami czy kocami plażowymi. Znajdowali się w nie dużej odległości od
morza, szli sobie spokojnie brzegiem wypatrując zadowalającego miejsca.
- Stary, patrz jakieś laski zostawiły swój cały dobytek i
poszły gdzieś. – spostrzegł Smok po kilku minutach marszu.
- To co? – zapytał bardzo inteligentnie czarnoskóry
czarodziej.
- To, to, że ktoś może to ukraść. – wytłumaczył jak dziecku.
- Od kiedy ty się
tak martwisz o mugoli, a w ogóle co cię to? - Zabini pytając, śmiesznie
poruszał ramionami.
- Wcale nie martwię się o mugoli! – zaprzeczył szybko. –
Tylko ubolewam nad ludzką głupotą. – mówiąc to teatralnie załamał ręce.
- No dobra, dobra. Chodźmy dalej. – powiedział szybko, żeby
nie zdenerwować swojego kumpla. Wkurzony smok równa się zły smok.
- O patrz! Jakie dziwne coś. – oznajmił Draco, patrząc na
wielki dmuchany zamek.
- Nigdy nie widziałem takiego cuda. Czego to mugole nie
wymyślą. – odpowiedział Diabeł z uśmiechem spoglądając na skaczących ludzi w
tym kolorowym czymś. - Idziemy? – zapytał nie odrywając wzroku od zamczyska.
Jego brązowe oczka błyszczały teraz przyjaźnie.
- Później. Teraz choć znaleźć jakieś fajne miejsce. –
odpowiedział młody Malfoy.
- Może zjemy kukurydzę? – zapytał Zabini patrząc na
wysokiego faceta w pokaźnym wieku, który biega po całej plaży i w języku Portugalskim
i Angielskim na całe gardło krzyczy:
- KUKURYDZA! KUKURYDZA! GORĄCA PYSZNA KUKURYDZA!
- Diable, czy ty naprawdę masz zamiar zjeść coś od faceta,
który biega po całej plaży i śmierdzi potem? Nie wiadomo gdzie sika, a na pewno
nie myje po tym rąk. Maca twoją kukurydzę, za którą ty zapłacisz grube
pieniądze. I na koniec nie jesteś pewien czy ta twoja „pychota” jest ciepła.
Naprawdę Blaise? Ja dziękuję. – Arystokrata zakończył swój wykład wielkim
tryumfującym uśmiechem.
- Skoro stawiasz to w takim świetle, to ja też podziękuję. –
powiedział przegrany Zabb z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Chodź lepiej znaleźć to miejsce. – powiedział, a uśmiech
nie znikał mu z twarzy.
- Stary, wiesz, że czasem mówisz jak moja matka? Nie fajnie,
nie fajnie. – wymamrotał pod nosem ciemnoskóry chłopak.
~***~
Jako pierwsza do
celu dobiegła Lavender. Chłopak, który biegł tuż za nią nie zdążył się zatrzymać, tym samym wpadając na dziewczynę
przed sobą, ta straciła równowagę upadając twarzą na piasek.
- Przepraszam. – powiedział skruszony Chris, podając pomocną
dłoń dziewczynie.
- Nic… Pfu! Nic się nie stało. – powiedziała przerywając,
żeby wypluć niepotrzebny piasek z ust. Przyjęła dłoń, wstała i otrzepała brzuch
z piasku, chichocząc przy tym słodko. Po chwili do wyżej wymienionej pary
dobiegła reszta nastolatków.
W tyle została tylko Hermiona z jednym chłopakiem. Dwójka
młodych ludzi szła spokojnym krokiem w stronę dmuchańca, nie śpiesząc się jak
poprzedni.
- To co Hermi, gdzie chodzicie do szkoły? – zapytał po
chwili Erick.
- Do Hogwartu. – powiedziała bez zastanowienia, zanim
zdążyła ugryźć się w język.
- Nie słyszałem o takiej szkole. A gdzie ona jest? - Na
czole chłopaka pojawiła się lekka zmarszczka świadcząca o tym, iż chłopak
zapewne myśli.
- W środkowej… Anglii? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie
niż stwierdzenie. - A wy gdzie się uczycie?
- Wszyscy chodzimy do tej samej szkoły. Także w Anglii,
tylko, że hmm… raczej w północnej części. – odpowiedział z pogodnym uśmiechem.
- No to ten, może wybierzecie się z nami wieczorem do klubu?
– zapytał po krótkiej chwili milczenia.
- No jasne. – odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się uroczo,
ukazując chłopakowi równiutkie, białe ząbki.
- To co, ścigamy się? – zapytał z nadzieją w głosie. – Kto
ostatni ten stawia koktajl! – ostatnie zdanie prawie wykrzyknął i ruszył
biegiem w stronę zamku.
- I tak będę pierwsza. – Krzyknęła do chłopaka, którego
właśnie doścignęła i zrównała się z nim krokiem.
- Już to widzę! Ze mną nie wygrasz, koleżanko! –
odpowiedział naśmiewając się z dziewczyny, którą właśnie wyminął.
Gdy już dotarł na miejsce, przystanął i chwycił się za
kolana, był pierwszy i niesamowicie zmęczony.
- Stawiasz koktajl. – oznajmił spokojnie, gdy Miona
dołączyła do niego.
- Szybki jesteś. - powiedziała z naburmuszoną miną.
- Jak na dziewczynę to ty też.
Gryfonka zaśmiała
się tylko, nic już nie odpowiadając.
- Chodź. - powiedział Erick, po czym pociągnął dziewczynę za
rękę.
Chwilę później para była już w dmuchanym, kolorowym zamku,
gdzie czekała na nich reszta znajomych.
- Ginny, patrz! –krzyknęła Luna wskazując chłopaka, który
właśnie robił podwójne salto w tył.
- Wow! to było… świetne. –
zaczęła podlizywać się Lav.
- Pff... Nic takiego. – powiedziała Hermiona z ironicznym
uśmiechem wypisanym na twarzy.
- A co kochaniutka? Umiesz lepiej? – zapytał Jack podchodząc
bardzo blisko Hermiony.
- Jesteś pewny? – zapytała z chytrym uśmieszkiem.
- Jasne, dawaj. – powiedział udając, że nie widzi tej miny.
Dziewczyna powoli weszła na środek swojej prowizorycznej ścieżki.
Wyskoczyła w górę, zrobiła potrójne salto w tył, upadając na ręce, po czym
zrobiła cztery gwiazdy w przód. Wstała dumnie, co było u niej rzadkością,
wyprostowała się i posłała rozbawione spojrzenie na chłopaka z rozdziawioną
buzią i zdziwionym spojrzeniem.
- Anioł, nie dziewczyna. – mruknął Erick pod nosem.
- Merlinie! Hermi, gdzieś ty się tego nauczyła?! – zapytała
wyraźnie zszokowana Luna.
- Jak byłam mała rodzice zapisali mnie na akrobatykę
artystyczną. – powiedziała i wzruszyła lekceważąco ramionami.
- Akro… co?! – zapytała głupio Luna, zwracając tym na siebie
uwagę chłopaków.
- Nie wiesz co to akrobatyka artystyczna? – zapytał Peter,
który stał najbliżej blondyny.
- Oczywiście, że wiem. – oburzyła się – Tylko… Tylko…
Tymczasowo nie pamiętam. – dodała cichutko, ledwo słyszalnie.
Chłopcy na tą odpowiedź zachichotali pod nosem.
- Niemożliwe. - dało się słyszeć z ust jednego z młodych
przystojniaków.
Kiedy chłopacy uspokoili się na tyle, żeby zapanowało cisza
między nimi, dało się słyszeć głośne krzyki faceta w żółtej koszulce,
sprzedającego kukurydzę.
- To co, która chce pyszną, gorącą kukurydzę? – zapytał
David.
- Ja! – krzyknęła Gin.
- Ja też! – dodała Lav.
- Hmmm… może być. – oznajmiła Luna.
- Ja podziękuję. – powiedziała spokojnie Hermiona. – Nie
lubię kukurydzy. – dodała ledwo słyszalnie.
~***~
Po upłynięciu 30
minut uczennice hogwardzkiej szkoły i chłopaki znajdowali się w wodzie,
wygłupiając się jak małe dzieci. Erick brał Hermionę na ręce, mimo jej
protestów i wrzasków, kołysał się z nią, czasami wrzucał do wody. Pomimo, że
Hermionie nie za bardzo się to podobało, i co chwila udawała naburmuszoną, to
były chwile, że i ona nie powstrzymywała się od wybuchnięcia donośnym śmiechem.
Jack non stop popisywał się swoimi umiejętnościami, wykonując różnego rodzaju
fikołki nad i pod wodą, a Lavender przyglądała mu się zadziornie, na okrągło
komentując jaki to on nie jest wspaniały. Peter jak to na niegrzecznego chłopca
przystało, podtapiał koleżanki, śmiejąc się przy tym głośno, za co czasami udało
mu się oberwać w postaci krzyków, oburzeń, szturchnięć, a nawet i
odwzajemniania podtopień. David z Chrisem rywalizowali pomiędzy sobą, o to,
który dłużej wstrzyma oddech pod wodą, a Ginny ich obserwowała i sędziowała.
Luna zaś, skakała ze specjalnej skoczni raz na bombę, raz delfinem, przy czym
jej ciało wspaniale układało się w postaci łuku, co przyciągało wiele męskich
spojrzeń. Każdy był zajęty sobą, miło spędzając wolny czas.
~***~
Dwóch ślizgonów po
dość długich poszukiwaniach, w końcu znalazło idealny obszar na rozłożenie się.
Przystanęli w miejscu upuszczając swoje torby na złocisty piasek i z wielkim
zapałem zaczęli rozkładać swoje plażowe koce. Gdy już wszystko skończyli układać, rozwalili się na kocykach, kładąc się
na brzuchu i opalając swoje plecy, przynajmniej w przypadku Dracona.
- Smoku słuchaj, bo tak myślę jeszcze o tym incydencie,
który miał miejsce w samolocie... – zaczął mówić Blaise, jednak nie dane mu
było dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż coś, a raczej ktoś raczył mu przerwać.
- Blaise, proszę, skończ.
- Nie, nie Draco, ty musisz wiedzieć, że wojna się już
skończyła, że teraz wszystko będzie wyglądać inaczej.
Młody arystokrata milczał, więc Zabini wziął to za znak, iż
może mówić dalej.
- Wiem, że będzie ci trudno, ale musisz zaakceptować ludzi
mugolskiego pochodzenia oraz szlamy i zdrajców krwi. - wypowiadał te słowa
bardzo poważnie, co było u niego rzadkością. Ton głosu jakim mówił, spowodował,
że zamiast poprawnie wyciągniętego wniosku, wywołało to małe rozbawienie na twarzy
odbiorcy. Brunet udał jednak, że tego nie widzi i kontynuował równie poważnie
jak poprzednio.
- Draco, Voldemort nie żyje, powinieneś się cieszyć. –
stwierdził pełen powagi czarnoskóry ślizgon. – Zrozum, nie ma już podziału na
czystą i brudną krew. Większość czarodziei stara się nie zwracać na to nawet
najmniejszej uwagi, i tobie też bym radził. Musisz zapomnieć o tym co było, a
żyć teraźniejszością i tym co dopiero będzie. Nie ma sensu wracać do tamtych
mrocznych czasów, kiedy się było jeszcze w szeregach Voldemorta. – zatrzymał
się na chwilę, żeby złapać trochę świeżego powietrza, po czym kontynuował. –
Zapomnij o tym co ci przez te wszystkie lata wpajał ojciec. O czystości krwi.
Draco, proszę, zrób to dla mnie. – powiedział na koniec, robiąc maślane oczka.
Odpowiedziała mu jednak cisza.
Po upłynięciu paru minut, Zabini jeszcze raz zabrał głos.
- A, i jeszcze jedno. Proszę cię, nigdy już nie podnoś ręki
na dziewczynę, nawet jeśli miałaby to być szlama. – i tym zdaniem zakończył już
swój od dawna planowany ,,monolog’’.
Po długim milczeniu, młody Malfoy postanowił się odezwać.
- Dzięki za dobre rady, może z nich skorzystam. – mówiąc to, uśmiechnął się irytująco.
Zabiniemu momentalnie opadła szczęka, nie spodziewał się
takiej reakcji po Draconie, oczekiwał raczej wybuchu złości, poirytowania i
zdenerwowania z jego strony.
- Dobre rady to moja specjalność! – zaśmiał się
przeraźliwie, wypowiadając ostatnie słowa, a Draco mu zawtórował.
Diabeł miał nadzieję, że to co powiedział nie poszło na
marne i, że Draco choć trochę coś zrozumiał. Nie chciał dla niego źle, wręcz
przeciwnie, był jego najlepszy przyjacielem i oddałby swoje życie by ratować
jego. Wiedział, że jest dla niego najbliższą osobą i nigdy nie może go zostawić
w potrzebie, a teraz Draco potrzebuje go najbardziej. Musi być dla niego
wsparciem w tych trudnych chwilach.
Kiedy słońce
dawało się już we znaki, ślizgoni zakończyli wylegiwanie się i postanowili, że
teraz wypożyczą sobie wodne skutery i dla rozrywki trochę na nich popływają.
- To jak, 30 minut? – zapytał Blaise dla pewności, stojąc
już przy kasie.
- Mhm – mruknął Młody Malfoy, intensywnie kiwając przy tym
głową.
- Chciałbym wypożyczyć dwa skutery wodne na 30 minut. –
powiedział dumnie Zabb, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
- Oczywiście, wyjdzie 42.87 euro – odpowiedziała kobieta
odbierając zapłatę, po czym wręczyła Diabłowi dwie pary kluczyków. Zabini
odebrał kluczyki, przy czym kiwnął głową w ramach podziękowania i razem z
Draconem wyszli z wypożyczalni kierując się w stronę przystani. Tam czekał na
nich instruktor, który miał im zapewne wszystko wytłumaczyć.
Po krótkim objaśnieniu, chłopacy dosiedli swoich skuterów,
odpalili je i ruszyli.
- Hej, Smoku! Patrz lepiej kto tam pluska się w wodzie! –
zawołał do kumpla Blaise, wskazując palcem na kilka osób, które beztrosko
wygłupiały się niedaleko nich.
- No, no, chyba
pasowałoby złożyć nie małą wizytę, nie sądzisz Diable? – zapytał retorycznie, z
ironicznym uśmiechem na ustach.
- Ależ naturalnie! – krzyknął odwzajemniając również
ironiczny, jednak trochę mniej niż poprzednik uśmiech, po czym bez żadnej
zapowiedzi ruszył w kierunku ich punktu zainteresowania.
- Dokąd się tak śpieszysz Smoku? Czyżbyś umierał już z
tęsknoty za swoją rudą wiewiórą?
- zapytał Draco
wyprzedzając przyjaciela i posyłając mu pełen szyderczości uśmiech.
Czarnoskóry ślizgon wywrócił teatralnie oczami
- Skąd w ogóle taki wniosek?! – krzyknął Blaise, udając
naburmuszonego.
- Gdyby się tak głębiej zastanowić to i owszem, od
jakiegoś czasu podoba mu się Ginevra, ale skąd Draco mógł o tym wiedzieć?
Przecież nigdy mu się z tego nie zwierzał. – zastanawiał się w myślach
Blaise zapominając o otaczającym go świecie i o tym, że chwilowo przebywa na
skuterze, i musi go kontrolować. Tymczasem Draco pochłonięty własnymi myślami,
jechał w stronę wcześniej ustalonego punktu, zapominając o
tym, że w tyle został jego najlepszy przyjaciel. Gdy już się zbliżał do celu, w
głowie zaświtał mu pewien pomysł, który koniecznie musiał zrealizować. Powoli
zbliżał się do kasztanowłosej gryfonki, która najwyraźniej jeszcze go nie
zauważyła, w ostatniej chwili nabrał najwyższą prędkość i przy samej
dziewczynie wykonał ostry zakręt, nie spowalniając przy tym skutera, po czym
odjechał. Manewr ten spowodował wielkie fale, które z olbrzymią siłą zostały
wyrzucone wprost na nieświadomą tego dziewczynę. Hermiona po tym zdarzeniu,
mimo iż znajdowała się w wodzie, została powalona z nóg, głęboko zanurzając się
pod wodę. Tylko silne i dobrze wyrzeźbione ramiona swojego nowo poznanego
kolegi pozwoliły ją wynurzyć.
- Pffu... pffu... co za debil! Ja go kiedyś zabiję! –
wykrzykiwała wkurzona do granic możliwości Hermiona.
- znasz go? – zapytał z ciekawością Erick.
- Yyy... taak, można tak powiedzieć.
- Kto to był?
- A co cię to tak
obchodzi?! Nie interesuj się!
W tej samej chwili podjechał pod nich Diabeł, któremu udało
się zobaczyć całą akcję.
- wybacz Mionka, on na pewno nie chciał. – zaczął bronić
swojego przyjaciela Blaise, lecz wychodziło mu to dość nieudolnie.
- Spoko Blaise, ty nie musisz się za niego tłumaczyć, to nie
twoja wina. – powiedziała Hermiona uśmiechając się delikatnie. Zabb kiwnął
tylko głową odwzajemniając uśmiech i odjechał za młodym Malfoyem.
Erick po chwili zarejestrowania całej sytuacji, która miała
teraz miejsce, powrócił do rozmowy z gryfonką.
- No przepraszam, już nie będę. Masz racje, nie powinno mnie
to obchodzić. – wypowiedział ostatnie zdanie lekceważąco, lecz zarazem trochę
smutno. Nie spodziewał się, że go tak potraktuje. Przecież nie zrobił nic
złego. Powoli odwrócił się od niej, w celu odejścia, jednak coś go
powstrzymało, a mianowicie dłoń dziewczyny ściskająca jego ramię.
- Czekaj. – powiedziała cichutko, prawie niedosłyszalnie. -
Przepraszam, ja nie powinnam się tak zachować. Jestem po prostu zła i podenerwowana,
wybacz. Jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć to, to on chodzi ze mną do szkoły, no
i ten, no, to jest mój tak jakby wróg. Nienawidzimy się od pierwszej klasy, na
każdym kroku mi ubliża. Mam już go po prostu dość. Myślałam, że jak wyjadę na
wakacje będę mogła w spokoju wypocząć, a nawet tu nie daje mi żyć. – mówiła tak
szybko, że chłopak ledwo ją rozumiał.
- Dobrze, już dobrze. – powiedział spokojnie, przytulając ją
do swego torsu.
- Wiesz my będziemy się już zbierać, dochodzi 17.00 a
przecież musimy się wyszykować jeszcze na dyskotekę. – mówiła odsuwając się
powoli od dobrze umięśnionego torsu chłopaka.
- Dobra, to ja zgarniam chłopaków i też idziemy się ogarnąć,
o 20.00 będziemy czekać pod waszym hotelem.
- A może być 21.00? – zapytała, słodko się rumieniąc.
- Ah tak, trzy godzinki to dla was za mało? – zaśmiał się
szczerze, na co Miona zrobiła skwaszoną minę. – Pewnie, niech będzie 21.00.
- Dzięki – powiedziała i odeszła, zbierając przy tym resztę
dziewcząt.
~***~
Gdy znalazły się w
apartamencie, od razu zaczęły przygotowania na wyjście do klubu. Hermiona
założyła na siebie pięknie dopasowaną sukienkę, sięgającą do połowy ud.
Kolor lekkiego pomarańczu cudownie komponował się z jej
jasnym odcieniem skóry.
Sukienka na plecach
miała oryginalną, piękną kokardę całą w koronce, tak jak reszta ubioru. Do tego
dobrała czarne, wysokie szpilki z zamszu, które również posiadały małą
kokardeczkę, umiejscowioną z boku obuwia.
Na szyi widniał czarny łańcuszek. W ręce trzymała tego
samego koloru kopertówkę z złotymi
zdobieniami. Dziewczyna spięła włosy w lekkiego koka oraz wypuściła
kilka dość długich pasm, które przepięknie okalały jej drobną twarz. Paznokcie
pomalowała na czarno, a na twarzy zrobiła lekki makijaż, który idealnie
podkreślał jej wielkie oczy koloru płynnej czekolady i pełne malinowe usta.
Ginny zaś, założyła krwistoczerwoną sukienkę sięgającą
również do połowy ud, która idealnie komponowała się z jej rudymi włosami.
Suknia ta nie posiadała ramiączek. Zaprojektowany był na prosty, ale seksowny
oraz obcisły skrawek odzieży.
Srebrne buty na koturnie, zakupione w mugolskim sklepie,
prezentowały się gustownie na jej smukłych, ładnych nogach. Swoje długie, rude
włosy zakręciła w śliczne, grube fale, które swobodnie opadały na jej ramiona.
Następnie zrobiła sobie lekki makijaż, podkreślający jej delikatne rysy twarzy.
Gdy i ona była już gotowa, wyszła dumnie z łazienki, pokazując się reszcie
młodych kobiet, które wyczekiwały jej z niecierpliwością. Następnie wszystkie
wspólnie opuściły swoje tymczasowe mieszkanie, udając się na imprezę.