wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 5

  Witamy :)

  No i powstał kolejny rozdział. Jak widać został zmieniony również szablon bloga. Nam osobiście bardziej przypadł do gustu, nie wiemy jak wam. Ale możecie swoją opinię napisać w komentarzu. Z wielką chęcią dowiemy się co o nim sądzicie.
Zapraszamy do czytania i komentowania! Pozdrawiamy :)

~***~

   Po krótkim zapoznaniu się, dziewczęta razem z nowo poznanymi chłopakami swobodnie rozmawiały.
- Eh, a mamy taką prośbę. Bo my nie umiemy grać w siatkówkę. Moglibyście wytłumaczyć nam zasady tej gry? – zapytała wyraźnie zmieszana swoją niewiedzą Lav.
- Mam rozumieć, że nie umiecie grać w siatkę? – zapytał doszczętnie zaskoczony Peter.
- No niby tak. Bo ten… tego… my nigdy w to nie grałyśmy. - dodała Ginny.
Na twarzach chłopaków dało się odczytać jedynie bezgraniczny szok.
- Ja pierdziele, chłopaki, trzeba te ślicznotki jak najszybciej nauczyć grać, przecież tak nie może być. Chris wytłumacz pokrótce zasady. - powiedział Erick.
- Gramy do 25 punktów – jeden set. Żeby zakończyć mecz jedna z drużyn musi mieć przewagę dwóch punktów. Hmm… drużyna ogólnie składa się  z 6 osób. Odbić można tylko trzy razy z jednym serwisem. Za trzecim razem piłka przechodzi na drugą stronę. Co tam jeszcze… no i przejścia, auty, pola to już wytłumaczę wam w trakcie gry. – zakończył swój wywód z szerokim uśmiechem, ukazując światu rządek pięknych, perłowo białych ząbków.
- A więc zasady kojarzycie, teraz przejdziemy do gry. Ja i Jack razem z trzema pięknościami będziemy w jednej drużynie, a jedna z was przejdzie do reszty chłopaków. – Zapowiedział z uśmiechem Peter. Jako pierwsza zgłosiła się Hermiona, więc to ona przeszła do trójki chłopaków. Jednocześnie grała przeciwko swoim przyjaciółkom.
- Tej to dobrze. - mruknęła cicho Lav do Ginny, kiedy ta przechodziła przez siatkę.
- Gotowe? – zapytał Erick z wypisanym uśmiechem na twarzy. 
- No jasne! – wykrzyknęły na raz wszystkie dziewczyny, ustawiając się na swoich pozycjach.
Chłopak o śniadej karnacji lekko podrzucił piłkę do góry na wysokość wyciągniętej w górę ręki. Zrobił trzy precyzyjne kroki, podskoczył i z dość dużą siłą posłał piłkę na linię autu po przeciwnej stronie siatki. Piłka ledwo dotknęła niebieskiej tasiemki.
- Linia! – wykrzyknął David.
- Sam jesteś linia! Aut był! – Peter tylko pokiwał głową i posłał chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. - Głąb - dodał pod nosem.
- Dziewczyny jeśli piłka spadnie na linię jest pole, czyli punkt dla drużyny, która jest po przeciwnej stronie dla niej. –wytłumaczył szybko chłopak od zasad.
- 0:1 dla chłopaków i Miony. – krzyknął Jack, po czym puścił perskie oczko do trzech dziewczyn stojących smutno na boisku.
Peter gwizdnął na dwóch palcach, dając tym samym znak chłopakowi żeby powtórzył serwis.
Chłopak zrobił dokładnie to samo co wcześniej, jednak tym razem piłka poleciała prosto na Ginny. Ta przestraszona szybkością  z jaką piłka leciała na jej twarz, starała się odbić ją sposobem górnym. Coś jej nie wyszło i plażówka przeleciała prosto przez jej ręce trafiając chłopaka stojącego za nią w głowę. Ten zaś, nie spodziewając się takiego obrotu sytuacji upadł na ziemię ze zdziwioną miną. Wszyscy oprócz zaskoczonego chłopaka wybuchli donośnym śmiechem.
- Hej, nic ci nie jest? – zapytała Ginny, śmiejąc się w niebogłosy.
- Nie nic, jest spoko. – odpowiedział a jego usta rozciągnęły się w chytrym uśmiechu. – Pomożesz mi? – zapytał słodko, wystawiając do rudej prawą rękę.
- Okej – odpowiedziała dziewczyna momentalnie poważniejąc. Podała rękę chłopakowi, a ten pociągnął ją do siebie na gorący, złoty piasek. Dziewczyna straciła równowagę, równocześnie przewracając się na Jacka. Młody mężczyzna odwrócił się tak, że teraz to on był nad nią. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i nabrał trochę piasku do wolnej dłoni.
- Hej, hej, hej, już dobrze. Przepraszam, wiesz, że nie chciałam. – powiedziała słodko, widząc zamiary chłopaka.
- Nie chciałaś powiadasz? No dobra to ci mogę jeszcze wybaczyć. Ale żeby śmiać się tak z czyjegoś nieszczęścia? Nie ładnie. – teatralnie zacmokał z dezaprobatą, kiwając przy tym głową.
- Ale to nie ja… no wiesz, to tak samo. Siła wyższa i takie tam. – Ginny starała się bronić choć wychodziło jej to dość nieudolnie.
- Siła wyższa powiadasz… - chłopak udał, że się zastanawia nad tymi słowami. – Coś mi się obiło o uszy. – powiedział po czym cały piasek wtarł w rude włosy koleżanki. – A, już wiem, to jest ta siła wyższa. – powiedział, po czym śmiechem dołączył do innych. Nawet Gin po chwili udawania obrażonej zaczęła śmiać się w najlepsze.
- Dopiero co myłam włosy! – powiedziała udając skrajnie załamaną.
- Jeśli chcesz, to teraz ja ci mogę pomóc myć włosy. – odpowiedział Jack poruszając sugestywnie brwiami.
- Zboczeniec. – mruknęła tylko cicho Wiewiórka.
- Mówiłaś coś kochaniutka? – zapytał chwytając się za ucho.
- Nic, nic – odpowiedziała cicho.
Dalszą rozmowę zakłócił pisk Luny. Dziewczyna zaczęła wskazywać palcem w kierunku wielkiego, dmuchanego zamku na piasku. Jej reakcja mogła być uważana za przejaw strachu, chłopcy zinterpretowali ją jednak na korzyść podekscytowania.
- Luna? – zapytała Hermiona głosem doświadczonego psychologa.
- Patrz dziewczyno! – powiedziała tylko, po czym dalej się śmiała, wymachując rękoma.
Miona powoli odwróciła głowę we wskazanym wcześniej kierunku. Jej oczom ukazało się wielkie dmuchane coś. Kształtem przypominało zamek. Czerwone, wielkie cztery wieże pięknie komponowały się z zielenią na niższych poziomach. Wszystko pokrywały różnokolorowe kropki.
- Luna! To zamek dla dzieci! – krzyknęła rozentuzjowana czekoladowooka szatynka.
- No i co z tego? – zapytała głupio Lun. – Chcę się zabawić!
- No właśnie, chodźcie, szybko! – dodała jeszcze Ginny.
- Hahah, chłopaki idziecie z nami? – zapytała resztę Lavender.
- No jasne, że idziemy maleńka. – powiedział Chris puszczając perskie oczko do Lav, ta spłonęła wręcz bordowym rumieńcem.
- No dobra już, to chodźmy na ten zamek. – powiedziała Herm, z wesołym błyskiem w oku.
Dziewczęta razem z chłopakami ruszyli biegiem w stronę plażowej atrakcji.

~***~

   W tle grała wakacyjna muzyka klubowa, niedaleko ludzie bawili się, tańczyli i śmiali. 
W jednym z najsłynniejszych mugolskich, plażowych klubów przy barze siedziała dwójka młodych, przystojnych mężczyzn.
Wysoki, emanujący dumą zapewne tleniony blondyn, siedział swobodnie na krześle popijając czystą i rozmawiając ze swoim najlepszym czarnoskórym przyjacielem.
Jego szare oczy oceniały każdą dziewczynę po kolei.
- Za chuda, za brzydka, za niska, za wysoka. - nie zdawał sobie sprawy, że każda dziewczyna była idealna. On wyszukiwał wad, by pokazać samemu sobie, iż mugolki są nic nie warte.
- Chłopie, już dość! Idziemy na plażę! – myśli blond arystokraty zostały przerwane przez głos jego najlepszego przyjaciela.
Po jeszcze dwóch kolejkach i lekkiej wymianie zdań. Dwójka przyjaciół wyszła z klubu z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- To gdzie teraz stary? – zapytał spokojnie Draco. Na jego twarzy wreszcie nie było nie potrzebnej nikomu maski. Twarz chłopaka wyrażała jedynie radość z życia i relaks z wakacji.
- Chodź znajdziemy sobie jakieś fajne miejsce na plaży. – zaproponował Blaise.
Młodzi mężczyźni spokojnie przechodzili między leżakami, ręcznikami czy kocami plażowymi. Znajdowali się w nie dużej odległości od morza, szli sobie spokojnie brzegiem wypatrując zadowalającego miejsca.
- Stary, patrz jakieś laski zostawiły swój cały dobytek i poszły gdzieś. – spostrzegł Smok po kilku minutach marszu.
- To co? – zapytał bardzo inteligentnie czarnoskóry czarodziej.
- To, to, że ktoś może to ukraść. – wytłumaczył jak dziecku.
-  Od kiedy ty się tak martwisz o mugoli, a w ogóle co cię to? - Zabini pytając, śmiesznie poruszał ramionami.
- Wcale nie martwię się o mugoli! – zaprzeczył szybko. – Tylko ubolewam nad ludzką głupotą. – mówiąc to teatralnie załamał ręce.
- No dobra, dobra. Chodźmy dalej. – powiedział szybko, żeby nie zdenerwować swojego kumpla. Wkurzony smok równa się zły smok.
- O patrz! Jakie dziwne coś. – oznajmił Draco, patrząc na wielki dmuchany zamek.
- Nigdy nie widziałem takiego cuda. Czego to mugole nie wymyślą. – odpowiedział Diabeł z uśmiechem spoglądając na skaczących ludzi w tym kolorowym czymś. - Idziemy? – zapytał nie odrywając wzroku od zamczyska. Jego brązowe oczka błyszczały teraz przyjaźnie. 
- Później. Teraz choć znaleźć jakieś fajne miejsce. – odpowiedział młody Malfoy.
- Może zjemy kukurydzę? – zapytał Zabini patrząc na wysokiego faceta w pokaźnym wieku, który biega po całej plaży i w języku Portugalskim i Angielskim na całe gardło krzyczy:
- KUKURYDZA! KUKURYDZA! GORĄCA PYSZNA KUKURYDZA!
- Diable, czy ty naprawdę masz zamiar zjeść coś od faceta, który biega po całej plaży i śmierdzi potem? Nie wiadomo gdzie sika, a na pewno nie myje po tym rąk. Maca twoją kukurydzę, za którą ty zapłacisz grube pieniądze. I na koniec nie jesteś pewien czy ta twoja „pychota” jest ciepła. Naprawdę Blaise? Ja dziękuję. – Arystokrata zakończył swój wykład wielkim tryumfującym uśmiechem.
- Skoro stawiasz to w takim świetle, to ja też podziękuję. – powiedział przegrany Zabb z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Chodź lepiej znaleźć to miejsce. – powiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- Stary, wiesz, że czasem mówisz jak moja matka? Nie fajnie, nie fajnie. – wymamrotał pod nosem ciemnoskóry chłopak.

~***~

   Jako pierwsza do celu dobiegła Lavender. Chłopak, który biegł tuż za nią nie zdążył się  zatrzymać, tym samym wpadając na dziewczynę przed sobą, ta straciła równowagę upadając twarzą na piasek.
- Przepraszam. – powiedział skruszony Chris, podając pomocną dłoń dziewczynie.
- Nic… Pfu! Nic się nie stało. – powiedziała przerywając, żeby wypluć niepotrzebny piasek z ust. Przyjęła dłoń, wstała i otrzepała brzuch z piasku, chichocząc przy tym słodko. Po chwili do wyżej wymienionej pary dobiegła reszta nastolatków.
W tyle została tylko Hermiona z jednym chłopakiem. Dwójka młodych ludzi szła spokojnym krokiem w stronę dmuchańca, nie śpiesząc się jak poprzedni.
- To co Hermi, gdzie chodzicie do szkoły? – zapytał po chwili Erick.
- Do Hogwartu. – powiedziała bez zastanowienia, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Nie słyszałem o takiej szkole. A gdzie ona jest? - Na czole chłopaka pojawiła się lekka zmarszczka świadcząca o tym, iż chłopak zapewne myśli.
- W środkowej… Anglii? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. - A wy gdzie się uczycie?
- Wszyscy chodzimy do tej samej szkoły. Także w Anglii, tylko, że hmm… raczej w północnej części. – odpowiedział z pogodnym uśmiechem.
- No to ten, może wybierzecie się z nami wieczorem do klubu? – zapytał po krótkiej chwili milczenia.
- No jasne. – odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się uroczo, ukazując chłopakowi równiutkie, białe ząbki.
- To co, ścigamy się? – zapytał z nadzieją w głosie. – Kto ostatni ten stawia koktajl! – ostatnie zdanie prawie wykrzyknął i ruszył biegiem w stronę zamku.
- I tak będę pierwsza. – Krzyknęła do chłopaka, którego właśnie doścignęła i zrównała się z nim krokiem.
- Już to widzę! Ze mną nie wygrasz, koleżanko! – odpowiedział naśmiewając się z dziewczyny, którą właśnie wyminął.
Gdy już dotarł na miejsce, przystanął i chwycił się za kolana, był pierwszy i niesamowicie zmęczony.
- Stawiasz koktajl. – oznajmił spokojnie, gdy Miona dołączyła do niego.
- Szybki jesteś. - powiedziała z naburmuszoną miną.
- Jak na dziewczynę to ty też.
 Gryfonka zaśmiała się tylko, nic już nie odpowiadając.
- Chodź. - powiedział Erick, po czym pociągnął dziewczynę za rękę.
Chwilę później para była już w dmuchanym, kolorowym zamku, gdzie czekała na nich reszta znajomych.
- Ginny, patrz! –krzyknęła Luna wskazując chłopaka, który właśnie robił podwójne salto w tył.
- Wow! to było… świetne. –  zaczęła podlizywać się Lav.
- Pff... Nic takiego. – powiedziała Hermiona z ironicznym uśmiechem wypisanym na twarzy.
- A co kochaniutka? Umiesz lepiej? – zapytał Jack podchodząc bardzo blisko Hermiony.
- Jesteś pewny? – zapytała z chytrym uśmieszkiem.
- Jasne, dawaj. – powiedział udając, że nie widzi tej miny.
Dziewczyna powoli weszła na środek swojej prowizorycznej ścieżki. Wyskoczyła w górę, zrobiła potrójne salto w tył, upadając na ręce, po czym zrobiła cztery gwiazdy w przód. Wstała dumnie, co było u niej rzadkością, wyprostowała się i posłała rozbawione spojrzenie na chłopaka z rozdziawioną buzią i zdziwionym spojrzeniem.
- Anioł, nie dziewczyna. – mruknął Erick pod nosem.
- Merlinie! Hermi, gdzieś ty się tego nauczyła?! – zapytała wyraźnie zszokowana Luna.
- Jak byłam mała rodzice zapisali mnie na akrobatykę artystyczną. – powiedziała i wzruszyła lekceważąco ramionami.
- Akro… co?! – zapytała głupio Luna, zwracając tym na siebie uwagę chłopaków.
- Nie wiesz co to akrobatyka artystyczna? – zapytał Peter, który stał najbliżej blondyny.
- Oczywiście, że wiem. – oburzyła się – Tylko… Tylko… Tymczasowo nie pamiętam. – dodała cichutko, ledwo słyszalnie.
Chłopcy na tą odpowiedź zachichotali pod nosem.
- Niemożliwe. - dało się słyszeć z ust jednego z młodych przystojniaków.
Kiedy chłopacy uspokoili się na tyle, żeby zapanowało cisza między nimi, dało się słyszeć głośne krzyki faceta w żółtej koszulce, sprzedającego kukurydzę.
- To co, która chce pyszną, gorącą kukurydzę? – zapytał David.
- Ja! – krzyknęła Gin.
- Ja też! – dodała Lav.
- Hmmm… może być. – oznajmiła Luna.
- Ja podziękuję. – powiedziała spokojnie Hermiona. – Nie lubię kukurydzy. – dodała ledwo słyszalnie.

~***~

   Po upłynięciu 30 minut uczennice hogwardzkiej szkoły i chłopaki znajdowali się w wodzie, wygłupiając się jak małe dzieci. Erick brał Hermionę na ręce, mimo jej protestów i wrzasków, kołysał się z nią, czasami wrzucał do wody. Pomimo, że Hermionie nie za bardzo się to podobało, i co chwila udawała naburmuszoną, to były chwile, że i ona nie powstrzymywała się od wybuchnięcia donośnym śmiechem. Jack non stop popisywał się swoimi umiejętnościami, wykonując różnego rodzaju fikołki nad i pod wodą, a Lavender przyglądała mu się zadziornie, na okrągło komentując jaki to on nie jest wspaniały. Peter jak to na niegrzecznego chłopca przystało, podtapiał koleżanki, śmiejąc się przy tym głośno, za co czasami udało mu się oberwać w postaci krzyków, oburzeń, szturchnięć, a nawet i odwzajemniania podtopień. David z Chrisem rywalizowali pomiędzy sobą, o to, który dłużej wstrzyma oddech pod wodą, a Ginny ich obserwowała i sędziowała. Luna zaś, skakała ze specjalnej skoczni raz na bombę, raz delfinem, przy czym jej ciało wspaniale układało się w postaci łuku, co przyciągało wiele męskich spojrzeń. Każdy był zajęty sobą, miło spędzając wolny czas.

~***~

   Dwóch ślizgonów po dość długich poszukiwaniach, w końcu znalazło idealny obszar na rozłożenie się. Przystanęli w miejscu upuszczając swoje torby na złocisty piasek i z wielkim zapałem zaczęli rozkładać swoje plażowe koce. Gdy już  wszystko skończyli układać, rozwalili się na kocykach, kładąc się na brzuchu i opalając swoje plecy, przynajmniej w przypadku Dracona.
- Smoku słuchaj, bo tak myślę jeszcze o tym incydencie, który miał miejsce w samolocie... – zaczął mówić Blaise, jednak nie dane mu było dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż coś, a raczej ktoś raczył mu przerwać.
- Blaise, proszę, skończ.
- Nie, nie Draco, ty musisz wiedzieć, że wojna się już skończyła, że teraz wszystko będzie wyglądać inaczej.
Młody arystokrata milczał, więc Zabini wziął to za znak, iż może mówić dalej.
- Wiem, że będzie ci trudno, ale musisz zaakceptować ludzi mugolskiego pochodzenia oraz szlamy i zdrajców krwi. - wypowiadał te słowa bardzo poważnie, co było u niego rzadkością. Ton głosu jakim mówił, spowodował, że zamiast poprawnie wyciągniętego wniosku, wywołało to małe rozbawienie na twarzy odbiorcy. Brunet udał jednak, że tego nie widzi i kontynuował równie poważnie jak poprzednio.
- Draco, Voldemort nie żyje, powinieneś się cieszyć. – stwierdził pełen powagi czarnoskóry ślizgon. – Zrozum, nie ma już podziału na czystą i brudną krew. Większość czarodziei stara się nie zwracać na to nawet najmniejszej uwagi, i tobie też bym radził. Musisz zapomnieć o tym co było, a żyć teraźniejszością i tym co dopiero będzie. Nie ma sensu wracać do tamtych mrocznych czasów, kiedy się było jeszcze w szeregach Voldemorta. – zatrzymał się na chwilę, żeby złapać trochę świeżego powietrza, po czym kontynuował. – Zapomnij o tym co ci przez te wszystkie lata wpajał ojciec. O czystości krwi. Draco, proszę, zrób to dla mnie. – powiedział na koniec, robiąc maślane oczka. Odpowiedziała mu jednak cisza.
Po upłynięciu paru minut, Zabini jeszcze raz zabrał głos.
- A, i jeszcze jedno. Proszę cię, nigdy już nie podnoś ręki na dziewczynę, nawet jeśli miałaby to być szlama. – i tym zdaniem zakończył już swój od dawna planowany ,,monolog’’.
Po długim milczeniu, młody Malfoy postanowił się odezwać.
- Dzięki za dobre rady, może z nich skorzystam. – mówiąc to, uśmiechnął się irytująco. 
Zabiniemu momentalnie opadła szczęka, nie spodziewał się takiej reakcji po Draconie, oczekiwał raczej wybuchu złości, poirytowania i zdenerwowania z jego strony.
- Dobre rady to moja specjalność! – zaśmiał się przeraźliwie, wypowiadając ostatnie słowa, a Draco mu zawtórował.
Diabeł miał nadzieję, że to co powiedział nie poszło na marne i, że Draco choć trochę coś zrozumiał. Nie chciał dla niego źle, wręcz przeciwnie, był jego najlepszy przyjacielem i oddałby swoje życie by ratować jego. Wiedział, że jest dla niego najbliższą osobą i nigdy nie może go zostawić w potrzebie, a teraz Draco potrzebuje go najbardziej. Musi być dla niego wsparciem w tych trudnych chwilach.

   Kiedy słońce dawało się już we znaki, ślizgoni zakończyli wylegiwanie się i postanowili, że teraz wypożyczą sobie wodne skutery i dla rozrywki trochę na nich popływają.
- To jak, 30 minut? – zapytał Blaise dla pewności, stojąc już przy kasie.
- Mhm – mruknął Młody Malfoy, intensywnie kiwając przy tym głową.
- Chciałbym wypożyczyć dwa skutery wodne na 30 minut. – powiedział dumnie Zabb, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
- Oczywiście, wyjdzie 42.87 euro – odpowiedziała kobieta odbierając zapłatę, po czym wręczyła Diabłowi dwie pary kluczyków. Zabini odebrał kluczyki, przy czym kiwnął głową w ramach podziękowania i razem z Draconem wyszli z wypożyczalni kierując się w stronę przystani. Tam czekał na nich instruktor, który miał im zapewne wszystko wytłumaczyć. 
Po krótkim objaśnieniu, chłopacy dosiedli swoich skuterów, odpalili je i ruszyli.
- Hej, Smoku! Patrz lepiej kto tam pluska się w wodzie! – zawołał do kumpla Blaise, wskazując palcem na kilka osób, które beztrosko wygłupiały się niedaleko nich.
-  No, no, chyba pasowałoby złożyć nie małą wizytę, nie sądzisz Diable? – zapytał retorycznie, z ironicznym uśmiechem na ustach.
- Ależ naturalnie! – krzyknął odwzajemniając również ironiczny, jednak trochę mniej niż poprzednik uśmiech, po czym bez żadnej zapowiedzi ruszył w kierunku ich punktu zainteresowania.
- Dokąd się tak śpieszysz Smoku? Czyżbyś umierał już z tęsknoty za swoją rudą wiewiórą?
-  zapytał Draco wyprzedzając przyjaciela i posyłając mu pełen szyderczości uśmiech.
Czarnoskóry ślizgon wywrócił teatralnie oczami
- Skąd w ogóle taki wniosek?! – krzyknął Blaise, udając naburmuszonego.
- Gdyby się tak głębiej zastanowić to i owszem, od jakiegoś czasu podoba mu się Ginevra, ale skąd Draco mógł o tym wiedzieć? Przecież nigdy mu się z tego nie zwierzał. – zastanawiał się w myślach Blaise zapominając o otaczającym go świecie i o tym, że chwilowo przebywa na skuterze, i musi go kontrolować. Tymczasem Draco pochłonięty własnymi myślami,
jechał w stronę wcześniej ustalonego punktu, zapominając o tym, że w tyle został jego najlepszy przyjaciel. Gdy już się zbliżał do celu, w głowie zaświtał mu pewien pomysł, który koniecznie musiał zrealizować. Powoli zbliżał się do kasztanowłosej gryfonki, która najwyraźniej jeszcze go nie zauważyła, w ostatniej chwili nabrał najwyższą prędkość i przy samej dziewczynie wykonał ostry zakręt, nie spowalniając przy tym skutera, po czym odjechał. Manewr ten spowodował wielkie fale, które z olbrzymią siłą zostały wyrzucone wprost na nieświadomą tego dziewczynę. Hermiona po tym zdarzeniu, mimo iż znajdowała się w wodzie, została powalona z nóg, głęboko zanurzając się pod wodę. Tylko silne i dobrze wyrzeźbione ramiona swojego nowo poznanego kolegi pozwoliły ją wynurzyć.
- Pffu... pffu... co za debil! Ja go kiedyś zabiję! – wykrzykiwała wkurzona do granic możliwości Hermiona.
- znasz go? – zapytał z ciekawością Erick.
- Yyy... taak, można tak powiedzieć.
- Kto to był?
-  A co cię to tak obchodzi?! Nie interesuj się!
W tej samej chwili podjechał pod nich Diabeł, któremu udało się zobaczyć całą akcję.
- wybacz Mionka, on na pewno nie chciał. – zaczął bronić swojego przyjaciela Blaise, lecz wychodziło mu to dość nieudolnie.
- Spoko Blaise, ty nie musisz się za niego tłumaczyć, to nie twoja wina. – powiedziała Hermiona uśmiechając się delikatnie. Zabb kiwnął tylko głową odwzajemniając uśmiech i odjechał za młodym Malfoyem. 
Erick po chwili zarejestrowania całej sytuacji, która miała teraz miejsce, powrócił do rozmowy z gryfonką.
- No przepraszam, już nie będę. Masz racje, nie powinno mnie to obchodzić. – wypowiedział ostatnie zdanie lekceważąco, lecz zarazem trochę smutno. Nie spodziewał się, że go tak potraktuje. Przecież nie zrobił nic złego. Powoli odwrócił się od niej, w celu odejścia, jednak coś go powstrzymało, a mianowicie dłoń dziewczyny ściskająca jego ramię.
- Czekaj. – powiedziała cichutko, prawie niedosłyszalnie. - Przepraszam, ja nie powinnam się tak zachować. Jestem po prostu zła i podenerwowana, wybacz. Jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć to, to on chodzi ze mną do szkoły, no i ten, no, to jest mój tak jakby wróg. Nienawidzimy się od pierwszej klasy, na każdym kroku mi ubliża. Mam już go po prostu dość. Myślałam, że jak wyjadę na wakacje będę mogła w spokoju wypocząć, a nawet tu nie daje mi żyć. – mówiła tak szybko, że chłopak ledwo ją rozumiał.
- Dobrze, już dobrze. – powiedział spokojnie, przytulając ją do swego torsu. 
- Wiesz my będziemy się już zbierać, dochodzi 17.00 a przecież musimy się wyszykować jeszcze na dyskotekę. – mówiła odsuwając się powoli od dobrze umięśnionego torsu chłopaka.
- Dobra, to ja zgarniam chłopaków i też idziemy się ogarnąć, o 20.00 będziemy czekać pod waszym hotelem.
- A może być 21.00? – zapytała, słodko się rumieniąc.
- Ah tak, trzy godzinki to dla was za mało? – zaśmiał się szczerze, na co Miona zrobiła skwaszoną minę. – Pewnie, niech będzie 21.00.
- Dzięki – powiedziała i odeszła, zbierając przy tym resztę dziewcząt.

~***~

   Gdy znalazły się w apartamencie, od razu zaczęły przygotowania na wyjście do klubu. Hermiona założyła na siebie pięknie dopasowaną sukienkę, sięgającą do połowy ud.
Kolor lekkiego pomarańczu cudownie komponował się z jej jasnym odcieniem skóry.
Sukienka  na plecach miała oryginalną, piękną kokardę całą w koronce, tak jak reszta ubioru. Do tego dobrała czarne, wysokie szpilki z zamszu, które również posiadały małą kokardeczkę, umiejscowioną z boku obuwia.
Na szyi widniał czarny łańcuszek. W ręce trzymała tego samego koloru kopertówkę z złotymi  zdobieniami. Dziewczyna spięła włosy w lekkiego koka oraz wypuściła kilka dość długich pasm, które przepięknie okalały jej drobną twarz. Paznokcie pomalowała na czarno, a na twarzy zrobiła lekki makijaż, który idealnie podkreślał jej wielkie oczy koloru płynnej czekolady i pełne malinowe usta.
Ginny zaś, założyła krwistoczerwoną sukienkę sięgającą również do połowy ud, która idealnie komponowała się z jej rudymi włosami. Suknia ta nie posiadała ramiączek. Zaprojektowany był na prosty, ale seksowny oraz obcisły skrawek odzieży. 
Srebrne buty na koturnie, zakupione w mugolskim sklepie, prezentowały się gustownie na jej smukłych, ładnych nogach. Swoje długie, rude włosy zakręciła w śliczne, grube fale, które swobodnie opadały na jej ramiona. Następnie zrobiła sobie lekki makijaż, podkreślający jej delikatne rysy twarzy. Gdy i ona była już gotowa, wyszła dumnie z łazienki, pokazując się reszcie młodych kobiet, które wyczekiwały jej z niecierpliwością. Następnie wszystkie wspólnie opuściły swoje tymczasowe mieszkanie, udając się na imprezę.

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 4


  Hejka :)

  Na początku chciałyśmy bardzo przeprosić za taką długą nieobecność, ale miałyśmy mały kryzys :)
Co do rozdziałów, to nie chcemy nic obiecywać, ale postaramy się dodawać każdy co dwa tygodnie.
Chciałybyśmy Was również prosić o pozostawienie własnej opinii w postaci komentarza, gdyż to dla nas motywacja do dalszej pracy.

A teraz zapraszamy do czytania! Mamy nadzieję, że rozdział się spodoba :)


~***~

   Za małym, samolotowym oknem chmury przybrały barwę przepięknej czerwieni. Zachód słońca zbliżał się nieubłaganie. A potem noc, gwiazdy i ciemność. 
- Szanowni państwo! Proszę o zapięcie pasów bezpieczeństwa, podchodzimy do lądowania. - ciepły i proszący głos wydostał się z głośników, informując zebranych w maszynie o mecie podróży.
Wszyscy obecni dostosowali się do prośby.
- Witamy państwa w pięknej i równie urokliwej Portugalii. Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług. Miłego pobytu życzy cała załoga. – Powiedział po dłuższej chwili, ten sam głos. Tym razem dało się w nim wyczuć nutkę zmęczenia i zniecierpliwienia.

~***~

   Po niecałych dwóch godzinach, cztery dziewczyny szły spokojnie w stronę swojego pięknego, pięciogwiazdkowego hotelu. Na takie wygody mogły sobie pozwolić, dzięki wygranej przez Hermionę nagrodzie pieniężnej. 
Z zewnątrz budynek wyglądał na urokliwy i luksusowy, podobnie jak w środku. Ściany koloru cappuccino pięknie odbijały promienie słoneczne, co dawało niesamowity efekt.
Wchodząc na recepcję, dało się zauważyć ogromne zdobione lustra ze złotymi obramowaniami i stare, piękne popiersia kobiet w równie bogatych zdobieniach. Troszeczkę dalej stały dwa cudowne, drewniane biurka z wyrzeźbionymi wzorami przypominającymi starożytne runy.
Wszystko urządzone było w przepychu, jednak nie odrzucało to oka.
Cztery przyjaciółki powolnym, leniwym krokiem podeszły do przyjaźnie uśmiechającej się recepcjonistki. Kobieta o długich blond włosach, lekko zakręconych w grube fale, ubrana była w zwykłą ołówkową spódnicę i białą, luźną bluzeczkę. Wyglądała naprawdę elegancko, zapewne nie jeden mężczyzna się za nią uganiał.
- Witam, drogie panie. W czym mogę pomóc? – zapytała, a jej głos był śmiesznie wysoki i przypominający dziecięcy pisk. Mimo tego, kobieta wydawała się być bardzo miła.
- Dzień dobry. Mamy tu zarezerwowany pokój na nazwisko Granger. – powiedziała uprzejmie Hermiona.
- Tak, tak. Proszę bardzo pokój, a raczej apartament, 632. Siódme piętro. Proszę zostawić bagaże. Zostaną doniesione do pokoju. Miłego pobytu. – odpowiedziała kobieta po czym wręczyła Mionie klucze.
- Dziękuję – powiedziała i odeszła razem z resztą w stronę windy.
Po chwili wszystkie razem stały przed drzwiami apartamentu 632.
- To co dziewczyny, gotowe przeżyć najlepsze wakacje w życiu? – zapytała Ginny, gdy Miona powoli otwierała drzwi do ich małego królestwa. Uczennicom hogwardzkiej szkoły zawarło wdech w piersiach. Mimo, że znajdowały się w pięciogwiazdkowym hotelu i były przygotowane z tego powodu na wiele korzyści i duży luksus, nie spodziewały się zastać aż tak fenomenalnego wystroju wnętrza. Na pytanie przyjaciółki żadna nie odpowiedziała, każda pochłonięta wspaniałym widokiem.
Pierwszy ich oczom ukazał się piękny widok z okna, na wprost wejścia była bowiem przeszklona ściana, z której widać było urokliwą plażę i równie zachwycające, błękitne morze. Jednak wracając do pomieszczenia: na środku stała piękna, kremowa, skórzana kanapa. Ściany pomalowane były na ładny, złoty kolor, w niektórych miejscach brązowy. Wisiały na niej też piękne obrazy, namalowane ręką profesjonalisty. Przedstawiały krajobraz Portugalii nocą, jak i za dnia. Podłoga wyłożona była błyszczącym drewnem o barwie dojrzałej wiśni.
W rogach pokoju stały dwie potężne, drewniane półki z książkami. Urokliwe, złote zakończenia przedstawiały najróżniejsze wzory, ale jedyne co przychodziło do głowy, patrząc na nie, to płynąca, wzburzona woda. Tak przedstawiał się salon. Dalej dziewczęta przeszły do sypialń, w której stały po dwa duże łóżka z brązowym baldachimem. Na satynowej pościeli koloru dojrzałej śliwki węgierki, dokładniej na każdej poduszce, leżały słodkie czekoladki z nadzieniem miętowym. Dalej łazienka. Majestatyczna, ogromna wanna, wykonana zapewne na wzór starożytnej Grecji z pięknymi złotymi nogami, zdobiła środek pomieszczenia. Na lewej ścianie znajdowały się dwie duże umywalki z okrągłymi zakończeniami. A nad nimi powieszone zostały ogromne lustra, w tym samym kształcie. Kilka kroków na północ leżały piękne, śnieżnobiałe ręczniki z nazwą hotelu, nawet ta była wyszyta złotą nicią.
Wystrój był oszałamiający, cały hotel i apartament zapierał dech w piersiach. Cała oprawa była idealna. Bez przesytu i zbędnych rzeczy.
Mimo to, najbardziej zniewalający był zapach unoszący się w tymczasowym mieszkaniu.
Rozróżnić można było czekoladę, nutkę wanilii, cynamon i, oczywiście, zapach kwiatu róży.
Młode kobiety były oczarowane całokształtem. Zapowiadały się wspaniałe wakacje.

~***~

   Kiedy ich bagaże zostały dostarczone na swoje miejsce, tak jak zapowiadała wcześniej recepcjonistka, dziewczyny postanowiły się rozpakować.
Gdy już wszystkie ubrania były posegregowane i ładnie poskładane na półeczkach szafy, szampony, mydła i przeróżne tego rodzaju płyny oraz kosmetyki znalazły już swoje miejsce w łazience, a pozostałe niezbędne przedmioty też zostały ulokowane w poszczególnych pomieszczeniach, dziewczęta już dość zmęczone i trochę zgłodniałe, postanowiły poszukać jakiegoś pobliskiego pubu, by coś zjeść.

Po opuszczeniu hotelu, rozglądnęły się dookoła, fascynując się jeszcze chwilę pięknym krajobrazem morza, po czym uwagę jednej z nich, przykuł w oddali wielki napis: ,,RESTAURANTE BARALTO’’.
- Patrzcie, tam jest jakaś restauracja, idziemy?
- Pewnie, chodźmy, czuję, że zaczyna mi burczeć w brzuchu. – odpowiedziała z uśmieszkiem zadowolenia Herm, po czym skierowała się z przyjaciółkami w stronę w którą wskazała poprzednio Ginny.
Gdy po paru minutach drogi były już na miejscu, zajęły ostatni w rogu stolik, który jako jeden z nie wielu był wolny.
-Witam bardzo, proszę, o to menu. – powiedział uprzejmie kelner, wręczając Hermionie kartę z daniami.
- Dziękuję – odpowiedziała, obdarowując mężczyznę odrobinę skrępowanym uśmiechem.
Od razu, gdy mężczyzna odszedł odezwała się Ruda.
- Miona, widziałaś jak on się na ciebie gapił?!
 - Och, nie przesadzaj już tak. – powiedziała zmieszana Hermiona mimowolnie się rumieniąc. Nie żeby coś, ale nie mogła zaprzeczyć, że mężczyzna był przystojny.
- Wiewiórka ma rację, patrzył się na ciebie jak w obrazek! – wyskoczyła nagle Lav, uśmiechając się kpiarsko.
- Taak, i nawet puścił do ciebie oczko. – mówiąc to Luna, zauważyła u przyjaciółek wyraz niedowierzania, więc kontynuowała. – No co? Grzywopączki już mi wszystko zdążyły powiedzieć, osobiście wkradły się na jego marynarkę, by móc się mu przez dłuższą chwilę jeszcze przyglądać, po czym wróciły i wszystko mi powiedziały.
- Ach, rozumiemy już. – powiedziała Ginn, po chwili odwracając się w stronę Hermiony i ironicznie się uśmiechając, dopowiedziała. – Widzisz? Mówiłam ci, że na ciebie leci, aaaach to będzie wielka miłość. – rozmarzyła się Ruda.
- O, teraz to przesadziłaś, kochana. O tym możesz sobie tylko i wyłącznie pomarzyć, chłopak chciał być miły, nic więcej. – powiedziała Hermiona zadzierając brodę do góry. Chciała skończyć już ten żałosny temat i dłużej go nie dążyć. Nie po to tu przyszła by zachwycać się jakimś mężczyzną, tylko w spokoju zjeść i odpocząć. Jednak one jej na to, widocznie nie pozwalały.
- To co, zamawiamy coś? – zapytała od niechcenia Miona.
- Mhm, ja biorę to ,,bacalhau’’, czytałam o nim za nim tu przyjechałyśmy, jest to suszony i solony dorsz, narodowa potrawa kraju, bardzo popularny. – zaczęła opowiadać dumna z siebie Lavender. Było się czemu dziwić, pierwszy raz w życiu chyba coś ją tak zainteresowało, oczywiście w kwestiach edukacyjnych i kulturalnych, normalnie interesuje się wieloma rzeczami, jednak najbardziej jej uwagę przykuwają chłopcy. 
- No, no, widzę, że oprócz naszej Hermionki, ktoś również poczytał o Portugalii. – uśmiechnęła się zadziornie Ginny.
Lavender jednak, zignorowała zaczepkę koleżanki.
- Ja chyba też to wezmę, wygląda tak apetycznie, zgodzicie się ze mną, prawda? – zapytała zawsze rozmarzona Luna.
- Tak, tak, rzeczywiście wygląda bardzo smacznie, myślę, że na początek pasowało by spróbować główne danie kraju, jak mówi Lav.
- Masz całkowitą rację Mionka, też to biorę, to jak, cztery razy ,,bacalhau’’? – upewniła się Ginevra, na co trójka pozostałych kiwnęła głowami, również wyrażając chęć na zjedzenie tej potrawy.
Widząc akceptację ze strony dziewczyn, Ginny kiwnęła na kelnera, który momentalnie pojawił się tuż obok i zgłosiła zamówienie.
Po upłynięciu kilkunastu minut dostały swoje dania, które zaczęły zajadać z wielkim apetytem, delektując się każdym ugryzionym kęsem.
Gdy już zakończyły swoją przygodę ze smacznym dorszem, wstały od stolika, zostawiając na nim zapłatę w postaci gotówki i ruszyły do hotelu. 

~***~

- Ale tu jest zajebiście Smoku, mówię ci, to będą najlepsze wakacje pod słońcem. 
- Taa, nie zaprzeczę, ale o tym pogadamy później. – zaczął Draco nie pewnie, widać, że był jeszcze podenerwowany tą całą sytuacją, która miała miejsce w samolocie. – Muszę to wszystko co się stało odreagować, chodźmy się gdzieś napić. – powiedział już trochę pewniej, uśmiechając się kwaśno, na co Zabini wybuchnął szczerym śmiechem.
- Dla ciebie wszystko Smoku. – Mówiąc to, wstał z kanapy i ruszył w stronę drzwi, a za nim skierował się Draco.

Hotelowy bar z alkoholem znajdujący się na zewnątrz budynku, wyglądał bardzo kusząco, to też dwójka ślizgonów z rosnącym pragnieniem, skierowała się w jego stronę, mając nadzieję, że znajdą coś dla siebie.
Mieli pełną świadomość tego, że o ognistej mogą sobie tylko pomarzyć, więc musieli obejść się jej smakiem, a pragnienie zaspokoić czymś innym, co również przypadnie im do gustu, jak ognista whisky. 
Rzeczywiście, tak jak się spodziewali, był ogromny wybór, począwszy od  aperitifów poprzez wódki i trzykrotnie destylowane alkohole o niezwykłej łagodności, pochodzące z najróżniejszych zakątków świata.
Malfoy zdecydował się na irlandzką whisky, za to Blaise postawił na Brandy. Po wypiciu całej zawartości zakupionych butelek, już dobrze wstawieni ślizgoni, zaczęli kierować się w stronę drzwi hotelowych. Jednak, przed samym wejściem prowadzącym do wnętrza budynku, uwagę chłopaków przykuły cztery dziewczyny zmierzające w ich stronę.

- Patrz Diable na lasseczki, które idą w naszą stronkę. – zaczął Draco rozbawiony, z niestety błędnie wywnioskowanej przez siebie nowiny.
- Taak, masz całkowitą rację Smoku, one idą w naszą stroneczkę, idą do nas! – uradowany chłopak, aż podskoczył z radości, o mało nie zaliczając przy tym gleby. 
- Coś mi się wydaje przyjacielu, że dziś szybko nie pójdziemy lulać. – stwierdził z satysfakcją ślizgon, na co Blaise mu zawtórował. Przyglądając się jeszcze chwilę ich obiektom zainteresowania, do głowy Dracona wkradła się myśl, że skądś je kojarzy, lecz szybko pozbył się jej, tłumacząc sobie, że pewnie za dużo wypił, i ma jakieś zwidy.
Pochłonięci dalej dyskusją nawet nie zauważyli, jak obok nich przechodzą dziewczyny, o których tak namiętnie rozmawiali.
- Draaaco, czy widzisz to co ja? Oone poszły sobie, oone nie zwróciły na nas nawet uwagi! – ostatnie zdanie prawie wykrzyknął, ignorując na sobie zdezorientowany wzrok otaczających go ludzi. Draco jednak się nie odezwał, zajęty wpatrywaniem się w sylwetki oddalających się młodych kobiet. Nic nie mówiąc, ruszył za nimi, do hotelu, mając nadzieję je tam jeszcze zaczepić. Był niesamowicie zadowolony że będzie mógł dzielić hotel z takimi pięknościami.
Pozostawiony w tyle Zabini, wywrócił tylko oczami i udał się za przyjacielem.

~***~

   Dziewczęta pochłonięte entuzjastyczną rozmową, ledwo zauważyły jak ktoś o nie zawadza.
Mimo to, momentalnie się obróciły, aby zobaczyć kto zakłóca im konwersację.
Gdy tylko zobaczyły sprawcę, wszystkim czterem opadła szczęka. Pierwsza jak zwykle, oprzytomniała najmłodsza latorośl Weasley’ów.
- Czego ty jeszcze chcesz, Malfoy? – wyskoczyła na niego Ginevra, mierząc go morderczym wzrokiem.
Zdezorientowany chłopak, spojrzał na dziewczyny, i dopiero teraz uzmysłowił sobie, skąd je kojarzył.
-O Salazarze! W co ja się znowu wpakowałem. – zaczął analizować sytuację, jednak jego rozmyślania przerwał dobiegający z dala, jego czarnoskóry przyjaciel. – Dzięki Ci Salazarze! Nie będę przynajmniej siedział w tym bagnie sam. – zakończył swoje przemyślenia, gdyż usłyszał zza pleców, głos zdyszanego Zabiniego.
- O Salazarku! Hermionka?! Jak się czujesz? – zapytał z rozczuleniem Blaise, a Malfoy słysząc to, o mało nie zwymiotował. Mimo to, postanowił się nie odzywać, i tak miał dość problemów.
- Yyy... w porządku Blaise, dziękuje – odpowiedziała Miona, obdarzając odbiorcę słabym, choć milutkim uśmiechem.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytała niespodziewanie Lavender, kierując pytanie do ciemnoskórego ślizgona. Była niemal pewna, że przyszedł tu specjalnie do niej, wszakże chciała to usłyszeć z jego ust. Ten jednak się nie odezwał, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w Wiewiórkę.
Ginevra, widząc to, momentalnie się zmieszała, a na jej twarzy pojawiły się dwa urocze rumieńce.
Zdenerwowana już trochę Lav, lekceważeniem jej, ze strony Zabiniego, znów zabrała głos:
- Halo?! Blaise? Pytam się o coś. – wymawiając te słowa, równocześnie pomachała mu ręką przed oczami, w celu odtrącenia jego uwagi od Ginny. Nie chciała się do tego nigdy przed nikim przyznać, ale strasznie była zazdrosna o Diabła. Od dawna się w nim podkochiwała, jednak nigdy nie miała odwagi, by pierwsza do niego zagadać. Teraz, gdy dostała taką szansę, on nie zwraca na nią najmniejszej uwagi, interesując się wszystkimi dziewczynami dookoła, tylko właśnie nie nią. 
- Cco? Ty coś mówiłaś? Nic nie słyszałem, wybacz.
- Och nic nie szkodzi! Pytałam się, co cię tu do nas sprowadza, bo chyba nie przypadkowo tu jesteście, nie?
-Yy, jasne że nie, tto znaczy, mmy, my tu mamy pokoik, i właśnie do niego idziemy, prawda Smoczku? – Zaczął się tłumaczyć Blaise, przy tym dużo sepleniąc, widać było, że Brandy robi swoje. Kiedy nie usłyszał od swojego przyjaciela przytakującej odpowiedzi, obrócił się za siebie, w celu namierzenia danego ślizgona. Obiekt jego zainteresowania, spoczywał na kafelkowej podłodze, opierając się plecami o ścianę, i w tej pozycji najprawdopodobniej  uciął sobie drzemkę.
Zabini widząc to, teatralnie wywrócił oczami, wypuszczając przy tym głośno powietrze.
Hermiona która stała najbliżej go, czując woń wydobywającą się z ust kolegi, zawołała:
- Merlinie, przecież wy jesteście całkowicie pijani!
- Och Mioneczko, nie przesadzaj już tak, to tyko były dwie flaszki na głowę.
- Tylko?! Tylko?! Chyba, aż! – zaczęła krzyczeć rozzłoszczona dziewczyna. – Patrz na siebie, przecież ty ledwo mówisz. – dopowiedziała już trochę spokojniej. Chłopak tylko westchnął nie odzywając się już, miała rację, może rzeczywiście trochę przesadzili.
Po minucie zamyślenia ze strony dziewczyny, kontynuowała. - Blaise, a co do tego, co wcześniej mówiłeś. Jaki pokój? Nie mów tylko, że macie tutaj wynajęty apartament?!
Diabeł spojrzał tylko z dziwnym wyrazem twarzy na Mionę, po czym powiedział:
- No a myślisz, że skąd się tu wzięliśmy? Nasz apartament jest na drugim końcu korytarza. Nie cieszycie się? – Ostatnie zdanie skierował już do wszystkich dziewczyn, uśmiechając się diabolicznie. W końcu nie przypadkowo, przydano mu przezwisko ,,Diabeł’’.
- Och! Ja się cieszę! – zawołała rozanielona Lavender, nie kontrolując wypowiedzianych przez siebie słów. Ginny wraz z Hermioną popatrzyły na nią z dezaprobatą, ale nic na tą zaskakującą wiadomość nie odpowiedziały. Przytaknęły tylko głową, na wznak, że rozumieją, po czym zaczęły oglądać się za Luną, gdyż przez ostatnie kilkanaście minut, były tak zajęte tą nieustępliwą wymianą zdań, że nawet nie zauważyły, że Lun się zbytnio w rozmowie nie udziela, a raczej w ogóle, tylko najwyraźniej gdzieś odeszła.
Dziewczyny złapały tylko Lavender za rękę, a następnie skierowały się w stronę swojego apartamentu, z myślą, że najprawdopodobniej tam będzie znajdowała się ich zguba. Na odchodne rzuciły jedynie krótkie ,,pa’’, po czym zniknęły za drzwiami prowadzącymi do ich tymczasowego mieszkania. Tak jak się spodziewały, zastały w pokoju Lunę, która zajadała się waniliowym budyniem. Na jej kolanach leżała gazeta o nazwie ,,Żongler’’, a na jej nosie spoczywały okulary, które były dodatkiem do tego popularnego pisma.
Gryfonki przysiadły się do Lovegood, i do końca wieczoru wspólnie trajkotały o dzisiejszym dniu, miło spędzając czas w swoim towarzystwie.

~***~

   Po zniknięciu gryfonek z pola widzenia Zabiniego, podszedł on do kumpla leżącego nieopodal, lekko chwiejąc się na nogach.
- Smoku, obudź się, musimy iść do siebie. – zaczął Diabeł, szturchając Dracona w ramię.
- Cco się dzieje? – zaspany Malfoy, ledwo widział na oczy.
- Spokojnie Smoku, tymczasowo siedzisz na korytarzu, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć. – uśmiechnął się ironicznie Blaise. – Wstawaj śpiochu, idziemy do pokoju.
- Ach tak, już, już wstaję – mówił to, podnosząc się z podłogi równocześnie otrzepując spodnie. Zaczął się rozglądać dookoła, i w końcu swój pytający wzrok zatrzymał na Diable – To gdzie jest ten nasz pokój o którym mówisz?
- Yy... z tego co za pamiętałem to chyba na końcu korytarza, ale na Salazara! Nie pamiętam który numer!
- Zabini! Ja cię kiedyś zabiję!
- No a czego ty oczekujesz?! Myślisz, że ja będę o wszystkim pamiętał?
- Yhy... dobra nie ważne, chodź, może do rana znajdziemy swój pokój.

Gdy znaleźli się już na drugim końcu, bez zastanawiania weszli w pierwsze lepsze drzwi. Ku ich zdziwieniu drzwi nie stawiały oporu, wręcz przeciwnie.
Jednak, kiedy tylko znaleźli się w progu, usłyszeli krzyk przerażenia, a przed nimi zmaterializowała się owinięta w sam ręcznik, starsza kobieta, w ręku trzymająca prawdopodobnie szczotkę klozetową.
- Wy zboczeńce! Wynocha mi stąd! No już! Sio, sio! – zaczęła się wydzierać, gestykulując przy tym dziwnie ręką, za to drugą wymachując szczotką klozetową, jakby ich chciała ochlapać. Przypominało to trochę księdza trzymającego w ręku kropidło i kropiącego ludzi wodą święconą, w tym przypadku, była to też woda, ale niestety z muszli klozetowej.
Po szybkim opuszczeniu mieszkania, odetchnęli z wielką ulgą.
- Ta baba jest jakaś nienormalna.
- Powinna się leczyć, wysłałbym ją chętnie do Munga. – zaśmiał się drwiąco Smok, razem z Blaisem.

 Po upłynięciu 15 minut i ,,odwiedzeniu’’ przez ten czas jeszcze kilka niewłaściwych apartamentów, w końcu udało im się odszukać własny. Zadowoleni ślizgoni, z wytchnieniem rzucili się na łóżka, błyskawicznie zasypiając.

~***~

   Promienie słoneczne leniwie przedzierały się do pokoju czterech młodych kobiet. Brązowowłosa powoli uchyliła swoje, wręcz przeźroczyste powieki ukazując oczy barwy płynnej czekolady. Podniosła się do pozycji siedzącej, rozkosznie przeciągnęła i zamruczała jak zadowolona kotka. Rozglądnęła się po dość dużej sypialni tylko po to, żeby jej wzrok zatrzymał się na rudej przyjaciółce, która była jeszcze pogrążana w głębokim śnie.
- Ginny! - zawoła starając się obudzić dziewczynę. Odpowiedziało jej jednak ciche mruknięcie. Usta starszej gryfonki rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Powolutku wstała ze swojego łóżka i z zamierzeniem wskoczenia na nic nie spodziewającą się bezbronną istotkę, ruszyła w jej stronę. Już się przygotowywała, gdy przerwał jej cichy, ledwo słyszalny szept.
- Spróbujesz! – zaczęła ostrzegawczo wiewiórka. - A będziesz spać za drzwiami. – dokończyła doskonale znając zamiar swojej współlokatorki.
Dziewczyna nic sobie nie robiąc ze słów młodszej przyjaciółki wskoczyła na nią z głośnym śmiechem. Nie nacieszyła się jednak długo tą sytuacją, bowiem chwilkę później leżała na ziemi. Spadając narobiła tyle hałasu, iż prawdopodobnie obudziła pół hotelu.
Ruda już miała coś powiedzieć, jednak nie było jej to dane, ponieważ do pokoju wpadły pozostałe kumpele. Ich twarze wyrażały czysty szok. Popatrzyły po sobie i jak jeden mąż wybuchły czystym, wesołym śmiechem.
- Coś nas ominęło? – zapytała wesoło Luna.
- Nie nic. – odpowiedziała szybko Mionka. Chyba ciut za szybko. Zarumieniła się nieznacznie i zgrabnie wstała z podłoża.
- No więc dziewczyny, jakie plany na dziś? – zapytała spokojnie Ginny.
- Plaża! – wykrzyknęły wszystkie jednocześnie, tak głośno, że tym razem z pewnością postawiły cały hotel na nogi.
- Ok, to teraz zostało nam… - zaczęła wolno Gin, a w jej niebieskich oczach tańczyły teraz wesołe ogniki.
- Ja zamawiam jako pierwsza! – tym razem przerwała jej Herm. Ruda na tą rekację nie zdążyła pisnąć ani słówka, gdyż ta z prędkością światła chwyciła kosmetyczkę, czarne, skąpe bikini i wpadła jak torpeda do łazienki.
To wszystko miało w sobie tyle gracji i kobiecości co Tom goniący Jerry’ego, w tej popularnej kreskówce dla dzieci. Na szczęście Miona po drodze nie zaliczyła gleby, potężnego plaszczaka patelnią w czoło, ani tysiąca innych, bolesnych wypadków.
Wchodząc do łazienki dziewczyna szybko ściągnęła zbędną piżamkę i wskoczyła do wanny. Z pomocą swojego ulubionego żelu do kąpieli o zapachu truskawek z białą czekoladą, umyła dokładnie, acz szybko swoje ciałko i wyszła z ,,mini jacuzzi’’, chlapiąc przy tym niemiłosiernie płytki podłogowe. 
Skończywszy poranną higienę, kasztanowłosa zabrała się za ujarzmianie swojej burzy włosów. Poszło jej zgrabnie i szybko. Teraz jej piękną twarz okalały grube, długie loki koloru ciepłego brązu, można było się też dopatrzyć rudych refleksów. Założyła swój strój a na niego ubrała obcisłe, krótkie szorty. Wyszła z założenia, iż chłopak musi szaleć za tym czego nie widzi, niż patrzeć na to co odsłonięte. Dlatego również zdecydowała się na luźny biały top z niebieskim nadrukiem „ I’m sexi and I know it.”
Zrobiła jeszcze szybki, lekki, oczywiście wodoodporny makijaż i wyszła z pomieszczenia.
Od razu udała się do dziewczyn siedzących na łóżku Gin.
- Teraz ja! – krzyknęła właścicielka posłania i udała się do łazienki.
 Tak zeszło im półtorej godziny zanim wszystkie zdążyły się wyszykować.

Schodząc ze schodów dziewczyny zauważyły, iż na recepcji stoi przystojny brunet, zagadując niewysoką blondyneczkę, którą poznały już wcześniej, gdy je obsługiwała. Jako, że Lav szła na samym początku, pierwsza go ujrzała. Oczywiście nie obyło się bez dziecięcych pisków i krzyków typu : „Zamawiam.”
Miona zaczęła się zastanawiać, czy ta dziewczyna naprawdę ma 18 lat.
- Hej, chciałyśmy przekazać klucze. Wybieramy się na plażę. – powiedziała szybko Ruda, zauważając, że Lav już chciała wejść jej w słowo. Jakby ta się wtrąciła zeszło by im z pół godziny. Brown, widząc reakcję młodej Weasley, fuknęła tylko obrażona.
Po pięciominutowym spacerku dziewczęta były już na pięknej, dużej i trochę zbyt zaludnionej portugalskiej plaży.
Piękne, błękitne niebo nie musiało wstydzić się żadnej chmurki.
Złoty piasek wirował na leciutkim wiaterku, a równie niebieskie co niebo morze, od promieni słonecznych mieniło się tysiącami barw.Było po prostu cudownie.
Wszystkie cztery dziewczyny westchnęły rozmarzone na ten cudowny widok.
- Zabijcie mnie, muszę sprawdzić czy w niebie może być piękniej. – powiedziała cicho Luna, a w jej głosie słychać było jawne rozmarzenie. Pozostałe gryfonki zaśmiały się tylko i
bez słowa odpowiedzi ruszyły żwawym krokiem w stronę morza.
Niedaleko brzegu, znalazły wolne miejsce, choć było trudno.
Rozłożyły co miały rozłożyć, rozsiadając się wygodnie i najnormalniej w świecie zaczęły się opalać.
- Lun, mogłabyś mi odwiązać sznureczek w kostiumie, nie chcę żeby mi się odbił. – mruknęła cicho, ale uprzejmie Hermiona.
- Oczywiście, słońce. – zażartowała radośnie Luna, i wykonała prośbę przyjaciółki.
Po chwili wszystkie cztery leżały dupami do góry i opalały plecki, słuchając dość głośno grającej w tle, wakacyjnej muzyki.
- Dziewczyny, a może byśmy tak zagrały z tymi przystojniakami, o tam. – powiedziała Lav, pokazując głową na grupkę pięciu, najwyraźniej dobrze zbudowanych Portugalczyków, grających w siatkówkę.
- Kochane, czy wy wiecie może co to za gra i jak się w nią gra? – zapytała nagle Ginny, przygaszając zapał Lavender.
- Nie, ale zawsze możemy się nauczyć. Jeśli moimi nauczycielami będą takie ciacha, będę bardzo ponętną uczennicą. – odpowiedziała z uśmiechem na co wszystkie cztery zaśmiały się głośno. Swoim nagłym wybuchem zwróciły uwagę kilku osób siedzących niedaleko.
- No to chodźmy! – rzuciła krótka Luna. Wszystkie popatrzyły po sobie, pokiwały głowami na znak zgody i zachichotały pod nosem. Były strasznie ze sobą zgodne, jak stare dobre małżeństwo. Lekko skrępowane podeszły do chłopaków, uśmiechając się przy tym przymilnie.
- Cześć, możemy zagrać? –zapytała z udawaną nieśmiałością Luna, ta dziewczyna nigdy nie była wstydliwa.
- Jasne, zapraszamy, przydałoby się więcej osób. – powiedział jeden z chłopaków, śmiejąc się uroczo, pokazując przy tym swoje białe, jak również okazałe zęby. Dziewczyny zaśmiały się głośno.
- Ja jestem Ginny, to jest Lavender, dalej Hermiona i Luna.
- Jestem Erick, to jest Peter, David, Chris i Jack. – wysoki, przystojny i umięśniony chłopak przedstawił kolegów. Wszyscy wyglądali jakby byli jedną wielką rodziną, od siebie nie różnili się prawie niczym. Wygląd podobny, wszyscy równie umięśnieni, białe ząbki i ciemna, mocno opalona karnacja. Jednym zdaniem byli idealni i każdy na swój sposób wyjątkowy.


~***~

CDN :)